FB Portal   Downoteka   "Nowe" forum   Użytkownicy   Statystyki   Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Integracja, segregacja - różne strony medalu
Autor Wiadomość
Alicja 
złotousty
Założycielka forum i stowarzysznia Zakątek 21


Pomogła: 31 razy
Dołączyła: 01 Paź 2006
Posty: 14111
Skąd: Skąd:
Wysłany: 2007-03-07, 12:19   Integracja, segregacja - różne strony medalu

Kogo integruje integracja?
Renata Mazurowska

Z obserwacji psychologów, ale i rodziców dzieci z zaburzeniami lub chorobami wynika, że tak naprawdę integracja integruje dzieci zdrowe. Uczy je tolerancji, wspólnego funkcjonowania i normalnego traktowania w swoim otoczeniu dzieci z zaburzeniami, upośledzeniami intelektualnymi, emocjonalnymi i ruchowymi. Ale czy naprawdę pomaga dzieciom chorym funkcjonować w zdrowym środowisku? I co dalej, gdy dorosną?

Większość chorych i zaburzonych dzieci ma zdrowych rodziców. W domu znajdują one na ogół miłość i akceptację. Problem zaczyna się wówczas, gdy z domu trzeba wyjść - w sensie dosłownym i metaforycznym - do szkoły, do ludzi, do świata. Niewątpliwie szkoła powinna być miejscem, które do życia w świecie przygotowuje, ale na ile sama jest gotowa na przyjęcie do siebie dzieci z innego, zaburzonego świata?

Wyrózniony czy napiętnowany?

W Magazynie Międzynarodowym "Obyczaje" Anna Pachołka pisze, że dla Inków ułomność fizyczna była karą bogów lub efektem działania złych duchów i izolowali osoby chrome w przeznaczonych do tego budynkach. Niepełnosprawni mogli spożywać owoce i warzywa jedynie z przydzielonych im terenów, pól i sadów. Starożytni Rzymianie pochylali się szczególnie nad osobami ułomnymi psychicznie - opiekować się nimi mieli krewni, a terapią miała być łagodna muzyka i wino. Średniowieczny kościół katolicki utrzymywał wiernych w przekonaniu, że niepełnosprawność jest karą za grzechy, działaniem sił nieczystych lub przeciwnie - doświadczeniem dla wybrańców. To przekonanie, jak się wydaje, w niektórych środowiskach pokutuje do dziś.

Kościół także segregował chorych - przy świątyniach często powstawały przytułki dla odrzuconych. Za sprzątanie świątyni otrzymywali dach na głową, na jedzenie zarabiali żebractwem. Miało to swój edukacyjny, społeczny wymiar - osoby chore, dzięki pracy czy zarobkowaniu, czuły się użyteczne, co pomagało im zachować poczucie własnej godności. Ułomni członkowie znakomitych rodów, lepiej urodzonych czy bogatych umieszczani byli dożywotnio w klasztorach, za co oczywiście zakonnym płacono. I tak przez wieki.

Filozofia integracji rodem z XX wieku musiała zatem wydać się bardzo cywilizowana i humanitarna. Przedszkola integracyjne, szkoły podstawowe i gimnazja, a później klasy czy oddziały integracyjne powstały w Europie w latach 60-tych, w Polsce - w 90-tych. Integracyjny system szkolenia polega na wspólnej nauce młodzieży niepełnosprawnej i zdrowej. Niepełnosprawni mają się nauczyć żyć i funkcjonować w zdrowym społeczeństwie, zdrowi - akceptować w swoim otoczeniu chorych i mniej sprawnych i umieć z nimi współpracować, nie narzucać swojej pomocy, ale być wyczulonym na potrzeby innych osób.
Trzeba pamiętać, że liczba osób niepełnosprawnych w Polsce wzrasta - według Narodowego Spisu Powszechnego z 2002 roku w naszym kraju żyje niemal 5,5 miliona osób niepełnosprawnych, co w stosunku do 1988 roku oznacza wzrost o około 50 %.

Zwykle wylicza się, jakie korzyści integracja przynosi dzieciom zdrowym - uczy tolerancji, uczy pomagać, uczy konkretnych umiejętności (np. języka migowego), ale jak integracja wpływa na dzieci chore?

Magdalena Zagrodnik, psycholog, badała ostatnio, jakie cechy środowiska szkolnego wpływają korzystnie na młodzież z dysfunkcją słuchu, co stymuluje ich rozwój, poczucie sensowności, zrozumiałości i zaradności. Z jej badań wynika, że integracja integruje głównie zdrowych. Uczniowie słyszący i niesłyszący różnie odczuwali dostępność nauczyciela. Deklarowali również różny stopień poczucia bycia sprawiedliwie ocenianym i poczucia bycia podobnym do grupy rówieśniczej.

- "Najistotniejsze okazały się różnice w poczuciu dostępności nauczyciela oraz poczuciu bycia podobnym" - mówi Magdalena Zagrodnik. ? "Kształcenie integracyjne, które w swoim założeniu ma ujednolicać, upodabniać warunki zdobywania wiedzy, stwarza przesłanki do różnicowania się poczucia dostępności nauczyciela, komfortu w przestrzeni personalnej, bycia sprawiedliwie ocenianym, poczucia bycia podobnym."
Jak dzieci z wadami słuchu mają utożsamiać się ze zdrowymi rówieśnikami, skoro przez specjalistów uważane są za ułomne? - "Zauważyłam, że tylko niewielka część specjalistów widzi w osobie niesłyszącej istotę dwujęzyczną i dwukulturową, w wielu placówkach nadal aktualny jest model głuchoty jako niepełnosprawności" - mówi Magdalena Zagrodnik.

Integracja czy segregacja

Mama Julki Kownackiej, uczennicy IV klasy podstawowej, jest zachwycona sposobem kształcenia i podejściem do dzieci nauczycielek swojej córki. - Gdy posłałam swoje dziecko do przedszkola, przez pięć dni był płacz przed wyjściem, a w przedszkolu siedzenie przy tym samym stoliku przez 6-8 godzin. Jadła, co podano, wracała spłakana do domu - opowiada Iwona Kownacka, dziennikarka Gazety Malborskiej. - Po kilku dniach zabraliśmy dziecko do domu, a po dwóch miesiącach posłaliśmy do przedszkola integracyjnego. Była tam jej koleżanka z podwórka, myśleliśmy, że Julce będzie łatwiej. W przedszkolu nie odzywała się do nikogo, nawet do koleżanki, nie mówiła w ogóle. W domu normalne, żywe dziecko.

Państwo Kownaccy nie wiedzieli wtedy jeszcze, że Jula jest zaburzona emocjonalne - mutyzm wybiórczy, który u Julki rozpoznano, polega właśnie, między innymi, na odmowie mówienia w niektórych sytuacjach. Przyczyną może być silny uraz psychiczny. - Pamiętam rysunek Julki, który pokazała nam pani pedagog w przedszkolu - opowiada Iwona Kownacka - nasza rodzina: rodzice, rodzeństwo i ona bez ust. Miała 5 lat.

Gdy Julka miała iść do szkoły, jej rodzice zdecydowali się na klasę integracyjną. Dziewczynka wciąż nie mówiła poza domem. W klasie Juli jest 22 dzieci, są dzieci niewidome i z ADHD (nadpobudliwość psychoruchowa), i oczywiście dzieci zdrowe. W szkole już było łatwiej, bo Julka poszła tam zdiagnozowana. Najpierw z oporami, ale zaczęła czytać, na przerwach, kiedy dzieci nie było w klasie. Gdy miała wykazać znajomość wiersza na pamięć pani pocięła dla niej wydruk i Julka musiała go poskładać. - Mówić tak naprawdę zaczęła w 3 klasie, teraz jest w czwartej. Ma dobry kontakt z innymi dziewczynkami. Jestem przekonana, że w klasie ?normalnej? moje dziecko nie miałoby szans - mówi Iwona Kownacka. Twierdzi, że matki innych dzieci też są zadowolone z integracji. Dzieci sobie nawzajem pomagają, ale nie narzucają się z pomocą dzieciom mniej sprawnym, np. niewidomym. Chce, by jej córka dalej kształciła się w klasach integracyjnych - i w gimnazjum, i liceum. Mama Julianny boi się, że jej dziecko, traktowane dotąd ze zwiększoną uwagą, opieką i troską, w zderzeniu ze zwykłym trybem nauczania i wychowania może mieć trudności i że wypracowany przez lata proces zdrowienia może się zatrzymać, a nawet cofnąć.

Czy taka ochrona dzieci przed "zwyczajnym" życiem jest na dłuższą metę możliwa? Czy można uchronić dzieci przed życiem w normalnym, niedoskonałym i mało się przejmującym, także zdrowymi, dziećmi światem?

Mama Natalii Suchcickiej z Warszawy uważa, że nie można. Założyła stowarzyszenie "Bardziej Kochani", by Natalia i dzieci do niej podobne, były szczęśliwsze, integrując się głównie ze sobą, czyli z innymi dziećmi z zespołem Downa.

Magdalena Zagrodnik ma podobne spostrzeżenia na podstawie kontaktów z młodzieżą niesłyszącą. Zauważyła, że wielu nauczycieli, rodziców i członków społeczności głuchych, wyraża opinię, iż dzieci w szkołach segregacyjnych wydają się znacznie bardziej szczęśliwe niż ich rówieśnicy w szkołach integracyjnych.

Rodzice Natalii swoje oczekiwania wobec "normalnego" świata schowali do kieszeni:
- "Ja, będąc rodzicem niepełnosprawnego dziecka, jestem przedmiotem oceny ze strony terapeutów, nauczycieli i tak zwanej opinii publicznej. To ja jestem przesadnie wrażliwa, widzę problemy tam, gdzie ich nie ma. Jestem leniwa, bo nie wykonuję wszystkich zaleceń terapeutów. Zajmuję postawę roszczeniową, bo zdarza mi się wyciągać rękę po pomoc. Mnie nie wolno oceniać nikogo! W świecie osób głęboko wierzących bywa, że zajmuję dwie przeciwstawne pozycje. Albo jestem grzeszna i rozpustna, a moje niepełnosprawne dziecko to kara za grzechy, albo jestem prawie święta i zostałam obdarowana największym boskim skarbem, czyli niepełnosprawnym dzieckiem."

Ewa Suchcicka rozwiewa piękne przekonania ubrane w slogany, idee. Sama wierzyła, że dzięki miłości i pracy uda jej się Natalię przystosować do "normalnego" życia, na siłę usiłowała wtłoczyć swoje dziecko w świat większości, aż nagle spostrzegła, że spełnia oczekiwania tego świata, a nie potrzeby samej Natalii. I że, gdy postanowiła świat dostosować do córki, a nie córkę do świata, spotyka się z oporem "normalnego" społeczeństwa:
- "Wszyscy naokoło dokładnie wiedzą, jaka powinnam być i jak się zachowywać. Powinnam być przede wszystkim wdzięczna za każdą najdrobniejszą nawet pomoc, za każdy przyjazny gest, za każdy nowy pomysł na poprawienie bytu mojego niepełnosprawnego dziecka, który specjaliści i niektórzy przedstawiciele rodziców, co jakiś czas są łaskawi zaproponować. Nie zabrałam się z pociągiem "Integracji", nie przemówiły do mnie pięknie brzmiące i mające pozory racjonalności argumenty. Przekonało mnie doświadczenie. Jestem matką i mnie naprawdę zależy na szczęściu mojej córki!

Ewa Suchcicka zamiast integracji wybrała dla swojego dziecka segregację, czyli jak sama mówi to, o czym pisze się z pogardą, czemu odbiera się humanistyczne wartości, co jest, zdaniem niektórych, czynieniem wbrew dokumentom ONZ, UNICEF i innym większym lub mniejszym deklaracjom razem wziętym:
- "Moja decyzja wywołała wiele nieprzychylnych komentarzy, zwłaszcza w środowiskach pedagogicznych, z którymi jestem, chcąc nie chcąc, związana, gdyż sama jestem z wykształcenia pedagogiem. Kilka osób było nawet na mnie zwyczajnie obrażonych" - mówi.

Mało kto zadał sobie pytanie, ile kosztowała rodziców Natalii ta decyzja, co musieli zrozumieć, by ją podjąć. Też, jak każdy rodzic przerażony perspektywą wychowywania niepełnosprawnego dziecka, szukali najpierw cudownych metod, skutecznych rehabilitantów, najlepszych ośrodków, leczenia za granicą, normalnej szkoły, normalnych kolegów, zanim zrozumieli, że nie przystosują dziecka do świata, że lepiej jest zostawić je w jej własnym świecie.

- "Ten proces zrozumienia ja nazywam powtórnymi narodzinami niepełnosprawnego dziecka, narodzinami na zawsze" - mówi Ewa Suchcicka. -. "To coś takiego, jakbyśmy nagle przełknęli ciężar dławiący nas od dawna. Był zbyt mały by mógł zabić, a zbyt duży, by z nim żyć? To taka ulga, jak zrozumienie wielkiej tajemnicy, która okazuje się być bardzo prosta. Jak odnalezienie czegoś bardzo bliskiego, a szukanego do tej pory po szerokim świecie. Odzyskuje się wiarę we własne siły, odnajduje radość z bycia z niepełnosprawnym dzieckiem, a sama niepełnosprawność wydaje się być nawet pogodna i radosna, a nie boleściwa, tragiczna i smutna."

Czy ktoś zakocha się w Downie?

W życiu każdego młodego człowieka, sprawnego czy niesprawnego, nadchodzi czas zadawania sobie pytań o tożsamość: kim jestem? jak ważny jestem dla innych? jak inni są ważni dla mnie? Zaczynają się dramaty - dzieci chore zauważają różnice, napotykają na bariery w nawiązywaniu bliższych relacji, szukają swojego miejsca w świecie.

- "Wiedziałam już, że możliwości intelektualne Natalii są skromne" - mówi Ewa Suchcicka ? "wiedziałam, że powtarzanie po wielokroć ćwiczeń, reguł, zadań nie przełoży się w proporcjonalny sposób na jej wiedzę i sprawność? Obserwowałam, jak Natalia garnie się do rówieśników. Towarzystwo rodziców przestało jej wystarczać, zaczynała mieć swoje sekrety, tajemne marzenia. Stawała się autonomiczną osobą z własną, choć mało skomplikowaną wizją świata, z własnym, chociaż mocno uproszczonym systemem wartości. Bardziej niż wiedzy, potrzebowała ludzi wokół siebie, rówieśników, którzy nie tylko będą ją tolerowali, którzy nie tylko będą ją akceptowali, ale dla których będzie ona kimś ważnym w takim samym stopniu, jak oni dla niej. Koleżanki i koledzy, których światy i systemy wartości są wzajemnie przekładalne, koleżanki, którym można powierzyć najgłębsze tajemnice i koledzy, w których się można z wzajemnością zakochać. Czy ktoś z nas, proszę państwa, był zakochany kiedyś w Downie?!"

Ewa Suchcicka uważa, że trzeba być ogromnym optymistą, by zakładać, że osoby niepełnosprawne intelektualnie funkcjonują w lokalnych środowiskach koleżeńskich. Na ogół właśnie nie funkcjonują! Uważa, że grupowanie osób upośledzonych w placówkach specjalnych jest tworzeniem środowiska rówieśniczego, a nie wyrywaniem ich z jakiegoś teoretycznego, wirtualnego środowiska lokalnego. Jako matka niepełnosprawnej intelektualnie córki nie zgadza się, by ktokolwiek uczył się czegokolwiek kosztem jej dziecka. Kosztem jego codziennych stresów, odrzucenia. Kosztem jego samotności.

Co dalej z integracją?

Różne formy edukacji są potrzebne, to nie ulega wątpliwości. Wielu rodziców, jak Iwona Kownacka z Malborka, błogosławi szkoły i klasy integracyjne - w innych ich dzieci nie miałyby szans na rozwój zgodnie z własnym rytmem. Jest także wielu rodziców, zwłaszcza dzieci zdrowych, którzy nigdy by swoich pociech do takich szkół nie posłali, np. z obawy, że ich dzieciom nie poświęci się tyle czasu i uwagi, co dzieciom niesprawnym. Może nie wiedzą, że w klasach integracyjnych jest dwoje nauczycieli na każdej lekcji?

Powielamy wzorce stosowane z mniejszym lub większym powodzeniem w innych krajach Europy, godząc się lub wciąż nie godząc z ułomnością naszych dzieci. I z rzadka, niestety, spełniając oczekiwania społeczne, zastanawiamy się nad spełnianiem potrzeb własnego dziecka. Czy nasze dziecko w klasie integracyjnej jest szczęśliwe? Czy ma tam przyjaciół, kolegów? Czy czuje się takie samo jak wszyscy, czy jednak wciąż inne?

- "Na naszych oczach historia niepełnosprawności intelektualnej zatacza koło" - uważa Ewa Suchcicka. - "Nasi upośledzeni umysłowo ziomkowie już przecież żyli wtopieni w środowisko lokalne i nie wiodło im się najlepiej. Dlatego wymyślono placówki specjalne. Teraz poprzez integrację i włączanie znów usiłujemy ich powrócić na łono ojczystych lokalnych środowisk. Zastanawia mnie, skąd bierze się wiara w to, że będzie im lepiej?!"

Iwona Kownacka jest szczęśliwa, że pobyt Julki w przedszkolu integracyjnym, a później praca z nauczycielkami w klasie integracyjnej w końcu pomogły wyjść córce z zaburzenia (mutyzmu wybiórczego). - "Klasy integracyjne rzeczywiście pełnią rolę parasola ochronnego. Ale w klasie 30-osobowej, z jednym nauczycielem, 'inne' dzieci zupełnie nie mają szans" - mówi. - "Moja córka trafiłaby w końcu do szkoły specjalnej, bo jak nauczyciel miałby z nią nawiązać kontakt, skoro jest jeszcze 29 rozwrzeszczanych? Ona nie lubi hałasu i boi się gwałtownych zachowań. Na przerwie nie biega, nie krzyczy, woli spokojne zajęcia. Klasa Julki realizuje ten sam program, tylko inaczej. Nauczyciele wkładają wiele serca, poświęcenia i uwagi. Wykorzystują niekonwencjonalne metody i indywidualnie podchodzą do każdego dziecka. Dziś, kiedy wiem o takim zaburzeniu, jestem przekonana, że miałam w podstawówce koleżankę z autyzmem wybiórczym, która tej szansy nie dostała i w końcu skierowano ją do szkoły specjalnej."

Ale może była tam szczęśliwsza? Magdalena Zagrodnik uważa, że dzieci w szkole integracyjnej są zawsze mniejszością. - "Choć zwolennicy integracji głoszą, iż zapobiega ona izolacji niesłyszących, przywraca im mowę ustną, ułatwia pełniejszy rozwój umysłowy, zmniejsza postawy frustracyjne wynikające z wyobcowania z otoczenia, to wciąż często czują się wyizolowanie, co poważnie zaburza obraz samego siebie i rozwój społeczno uczuciowy.

Zatem integracja czy segregacja? Zarówno jeden jak i drugi model kształcenia zakłada, że problem tkwi w dziecku, które należy 'ulepszyć', wymodelować zgodnie ze społeczną normą. Problem integracji szkolnej będzie tak długo budził wątpliwości, dopóki nie ulegnie zmianie charakter usług dla dorosłych, tak by ludzie niepełnosprawni zostali uznani przez społeczeństwo za ludzi pełnowartościowych" - mówi psycholog Magdalena Zagrodnik.

Zamiast puenty

Pamiętam kolegę z czasów, gdy pracowałam w radiu, miał na imię Mundek i wszyscy bardzo go lubiliśmy. Gdy chciałam sobie przypomnieć, na potrzeby tego artykułu, czy znam kogoś niepełnosprawnego, zupełnie o nim zapomniałam. Bo Mundek, pomimo że na wózku inwalidzkim, zupełnie nie funkcjonuje w mojej głowie jako osoba niepełnosprawna. I myślę, że wielu ludziom, z którymi się zetknął, też nie. Ale to wyłącznie jego zasługa. Był pogodny, radosny, inteligentny i koleżeński. Nie robił nigdy problemu ze swojego kalectwa - wręcz przeciwnie, potrafił sobie z niego dworować, jak np. wówczas, gdy na drugi dzień po imprezie integracyjnej wołał, że już od świtu jest na? kółkach. Nikt z nas nie czuł się przy nim zażenowany jego niesprawnością, pomoc przy pokonywaniu schodów przez Mundka była dla nas tak oczywista, jak umycie kubka w łazience czy zapalanie światła, ot czynność jak inne.

Nie wiem tylko, jak on czuł się z nami, nigdy go o to nie zapytałam...

:arrow: źródło
_________________
Od osoby z zespołem Downa nie warto odwracać głowy.
Gdy człowiek spojrzy w jego oczy,może w nich ujrzeć świat,w którym każdy chciałby żyć...

Jak powstał Zakątek 21
 
 
Aśka 
złotousty


Wiek: 45
Dołączyła: 02 Paź 2006
Posty: 5409
Skąd: lubelskie
Wysłany: 2007-03-07, 12:37   

:prosze: Ala za ten artykuł! Wzmocnił mnie i utwierdził w mojej decyzji :spoko:
_________________
Aśka, mama Martynki (2002) z zD, Mikołaja (2005) i Maciusia (2011)
 
 
Alicja 
złotousty
Założycielka forum i stowarzysznia Zakątek 21


Pomogła: 31 razy
Dołączyła: 01 Paź 2006
Posty: 14111
Skąd: Skąd:
Wysłany: 2007-03-07, 12:50   

Zapomniałam napisać :oops: ...
Artykuł wyszperała Nadziejka.
Dziękujemy :-)
_________________
Od osoby z zespołem Downa nie warto odwracać głowy.
Gdy człowiek spojrzy w jego oczy,może w nich ujrzeć świat,w którym każdy chciałby żyć...

Jak powstał Zakątek 21
 
 
Aśka 
złotousty


Wiek: 45
Dołączyła: 02 Paź 2006
Posty: 5409
Skąd: lubelskie
Wysłany: 2007-03-07, 13:03   

To i Nadziejce dziękujemy! :prosze:
_________________
Aśka, mama Martynki (2002) z zD, Mikołaja (2005) i Maciusia (2011)
 
 
Witek 
mruczek


Wiek: 51
Dołączył: 04 Paź 2006
Posty: 147
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2007-03-07, 15:55   

Przed chwilą zapytałem Olgę: Czy Agatka jest dzieckiem niepełnosprawnym?
Odpowiedziała: tak, przecież nie potrafi ułożyć puzzli z wielu elementów tak, jak inne dzieci w wieku 4 lat i nie ma wielu innych sprawności, które wymagają "koncepcyjnego" myślenia. To fakt, z drugiej strony czy to przesądza o upośledzeniu?
Może istotniejszym jest fakt społecznego myślenia, odczuwania? Przykład: Agatce często "zdarza się" popychać Janka, za co zawsze jest mocno strofowana - co oczywiście nie daje efektów. Dzisiaj znowu się zdarzyło, zamiast strofować spytałem Agatkę:
- Agatko czy Ciebie popychają dzieci w przedszkolu?
- Nie - odpowiedziała (Agatka jest jedną z mniejszych dziewczynek w grupie)
- Czy to dobrze jest popychać mniejsze dzieci?
- Nie
- Czy Agatka dobrze zrobiła popychając Janka
- Nie i szybko chciała go przytulić i przy okazji znowu klapnął na pupę :-)
Błysk w oczach świadczył, że zrozumiała problem. Czyli zadziałało wychowanie społeczne w przedszkolu.

Agatka bardzo chętnie codziennie chodzi do masowego przedszkola (już 2 rok). Nigdy nie słyszeliśmy, aby inne dzieci mówiły o Agatce "ty głupia" itp. przeciwnie często z radością witają Agatkę. Przez dwa lata nie usłyszeliśmy w przedszkolu stwierdzenia że Agatka jest chora lub jakaś inna (ani od dzieci, ani od pracowników czy rodziców z którymi spotykamy się np. w szatni). Co jakiś czas słyszymy od Pań wychowawczyń, że Agatka zaprzyjaźniła sie z którymś z dzieci. W pewnej chwili była to dziewczynka, która bardzo dużo lubiła mówić , a w Agatce znalazła cierpliwego słuchacza.

Piszę o tym pod artykułem o integracji, bo uważamy na przykładzie Agatki, że możliwa jest pełna integracja dziecka z zD w grupie przedszkolnej. W naszym przypadku o niewątpliwym sukcesie zadecydowało podejście Wychowawczyń w grupie Agatki i całego personelu przedszkola. Podeszli do sprawy w sposób bardzo naturalny chyba wg zasady: są większe i mniejsze dzieci, jedne dzieci mówią dużo, Agatka prawie wcale, wszyscy muszą się nauczyć razem żyć.

Może warto w tym momencie rozszerzyć pojęcie integracji po za szkołę, przedszkole na obszar funkcjonowania dziecka niepełnosprawnego w rodzinie, gronie znajomych. Bardzo się staraliśmy od pierwszych miesięcy, aby Agatka była pełnoprawnym członkiem tej społeczności. Specjalnie organizowaliśmy spotkania, aby jak najwięcej Agatka funkcjonowała w różnych grupach społecznych (rówieśniczych i nie tylko). To bardzo rozwinęło zdolności społeczne Agatki, zdolność empatii. Pod tym względem Agatka była dobrze przygotowana do przedszkola. Olga w tym miejscu dodała by pewnie też bardzo wysokie poczucie własnej wartości, o które zawsze bardzo dbaliśmy.

Bardzo długo się wahaliśmy z Olgą, czy napisać o tym na Forum. Mamy poczucie, że nie w każdym przypadku taka ścieżka jest możliwa. Z drugiej strony może czasami warto spróbować.

Zdecydowanie też na podstawie naszych doświadczeń nie możemy się zgodzić z tezą, że integracja służy wyłącznie pełnosprawnym dzieciom. Jestem też przekonany, że jeżeli "zdrowe" dzieci nauczą sie już w przedszkolu tolerancji (lepiej akceptacji) dla słabszych kolegów, koleżanek to w przyszłości życie naszych dzieci powinno być łatwiejsze. Może wtedy redaktorzy nie będą pisali o pracy z osobami upośledzonymi umysłowo, jako o promowaniu sprzątania.

Dlatego jesteśmy zdecydowanie przeciwni segregacji (szczególnie na poziomie przedszkola), która uniemożliwia wzajemne poznanie, zawsze prowadzi do wrogości. Każdy z nas jest człowiekiem, to wielkie wyróżnienie. Słowo tolerancja w stosunku do drugiego człowieka, który z natury rzeczy jest dobrem jest nieodpowiednie (mnie słowo tolerancja kojarzy się ze zgodą na złe rzeczy), lepsze słowo to akceptacja a wtedy trwała segregacja nie ma sensu.

Teraz mogę wrócić do początku postu, wydaje mi się, że najłatwiej każdemu dziecku (także dziecku z zD) będzie się nauczyć prawidłowych postaw społecznych, jeżeli będzie żyło w grupie, gdzie są: grubi, chudzi, wysocy, niscy i także z zespołem Downa.
_________________
Agatka 12 lat z zD; Janek 9 lat
olgakomorowska.pl
 
 
anuszkaa 
złotousty


Pomogła: 22 razy
Dołączyła: 20 Paź 2006
Posty: 2500
Wysłany: 2007-03-07, 21:47   

Artykuł rozpoczynający dyskusję w tym wątku wydaje mi się bardzo przygnębiający.
Stawia raczej na segregację niż na integrację. Pokazuje, że tak jest i tak było od zawsze. A czy my sami nic nie możemy zmienić?

Dla mnie mistrzem budowania integracji jest Janusz.
W Borowicach podczas pikników zaprasza do udziału w zabawie wszystkie miejscowe dzieci.
Dzięki temu dzieciaki przestały szeptać, że nasze pociechy "są chore". Wszyscy dobrze się ze sobą czują.
W Cieplicach podczas zajęć Janusz celowo odsłania okna, a przechodnie, którzy początkowo zaglądali z ciekawości, teraz zaglądają z prawdziwą życzliwością. I nawet przychodzą... z dobrym słowem, a czasami z jakimiś upominkami. (Nawet są zdjęcia ślicznej młodej dziewczyny, która przyniosła naszym dzieciakom cukierki. )
Bardzo podziwiam za to Janusza.
 
 
kruffka 
trajkotek
Agnieszka

Wiek: 50
Dołączyła: 07 Sty 2007
Posty: 1578
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-03-14, 10:44   

Ja na razie tylko czytam i obserwuję. Boję się tak samo jak wszyscy. I napiszę, co zaobserwowałam.
1. Nigdy nie miałam niepełnosprawnych znajomych. I nigdy nie zakochałam się w Downie. 2. Mój Krystianek ma b. poważne problemy emocjonalne i żle funkcjonuje w społeczeństwie - namyślamy się z Wołkiem, czy nie przejść na nauczanie domowe: chodzi mi o przejęcie obowiązku nauczania przez rodziców. Kris nie jest akceptowany przez inne dzieci i nauczycieli. Nie bierze udziału w życiu klasy.
3. I Krystian i Krzyś z racji charakteru naszej rodziny, mają kontakt z bardzo różnymi dziećmi: jest i zespół Downa i porażenie mózgowe i szkoły specjalne i schizofrenia. - Za każdym razem chłopcy bardzo normalnie podchodzą do innych dzieci. Normalniej niż ja, nie wiem, jak Wołek. Ja boję się nawiązać kontakt z dzieckiem z porażeniem mózgowym, potrzebuję na to więcej czasu (no udało mi się w końcu, ale dopiero, gdy spędziliśmy tydzień w jednym pokoju na wyjeździe). Krystian i Krzyś nie mają żadnych oporów. Obydwaj bawią się tak samo z Michasiem z zespołem Downa, jak i z Karolkiem z porażeniem mózgowym.
4. Integracja na poziomie rodziny i znajomych na pewno na razie funkcjonuje. Nie wiem, jak będzie dalej. Napiszę później.
5. Pani Suchcicka pisze o poczuciu ulgi, ponownych narodzinach dziecka niepełnosprawnego. Nasza Martynka już chyba raz urodziła się ponownie. Rozmawiałam z Wołkiem na temat przyszłej edukacji Martyni (hihi bidulka ma dopiero 5 miesięcy). Padł temat szkoły specjalnej. Na początku obruszyłam się, ale mój mądry mąż dziwnie się na mnie spojrzał. I wtedy zrozumiałam, że nasza królewna JEST takim "innym" dzieckiem. Poczułam, że spada ze mnie dziwny ciężar. Było i jest mi z tym dobrze. Martynka chyba się nareszcie urodziła.
_________________
Mama Krzysia (12.06.2004), Martynki (15.09.2006), Piotrusia (17.12.2009), Irenki (24.03.2010) i Oliwii (27.12.2016). Rodzic edukacji domowej. Rodzina zastępcza od 2002 roku.
http://chomikarnia.blox.pl/html
 
 
izazos
milczek

Dołączył: 19 Cze 2007
Posty: 10
Wysłany: 2007-06-27, 09:52   

to ja może z innej beczki o integracji....uważam, iż trzeba mieć ogromne szczęście żeby trafić na "prawdziwą" integrację. Kryje się tu wiele pułapek:
- pozorna integracja w której nikt nie realizuje założonych celów, edukacyjne potrzeby dziecka nie są zaspokajane a rówieśnicy i n-le nie do końca akceptują dzieci; czasem to mi wstyd za pedagogów, jak nie chcą przyjąć dziecka bo sprawia za duże problemy itp., wg mnie dobrzy n-le = dobra integracja bo to oni tworza klimat w szkole, narzucają sposób zachowania, oni po prostu dają przykład
- rodzice dzieci pełnosprawnych, którzy posłali dziecko do integracji bo tak jest modnie a potem pretensje, że za niski poziom, ża wolne tempo, że ich dziecko się nie rozwija
- i wreszcie...zbyt mały potencjał intelektualny; owe dziecko w integracji będzie się męczyć, będzie przepychane z klasy do klasy bez nowych umiejętności; dzieci, z którymi pracowałam w szkole specjalnej po nieudanej integracji były w tyle z wiadomościami od tych z ss no i to poczucie, że zostały przeniesione...przecież one doskonale wszystko rozumieją!

No i wyszło, że jestem za segregacją...nie koniecznie! podkreślam: jeżeli macie naprawdę dobrą szkołę integracyjną i dziecko z odpowiednim potencjałem to wybrałabym integrację.

Segregacja....trzeba się zmierzyc z "innością" dziecka. Taka szkoła burzy pozory "mojemu dziecku nic nie jest". To może byc trudne dla tych, którzy nie w pełni zaakceptowali ZD.
Plusy:
- kadra (mam nadzieję fachowcy :cool2: )
- dostosowanie wymagań do poziomu intelektualnego a co za tym idzie możliwość odnoszenia sukcesu
- poczucie przynależności
Minusy:
- utrwalanie złych nawyków

Na zakończenie historia z życia wzięta. Znam dziewczynkę, której mama ma ogromne ambicje. Otóż...Ania ma około 13 lat i tańczy, chodzi na basen, jest dobrą uczennicą. W czasie wolnym mama prosi by pisała wypracowania (kiedyś kazała jej życiorys siostry Faustyny napisać ;-) ). Ciągle tylko nauka i nauka, na zabawy grupowe Ani nie wolno bo to szkoda czasu. A Ania...płacze do mnie, że ma już tego dosyć...

No dobra nie koniec :-D Jeszcze słówko o integracji społecznej...
Zwracam uwagę na taki aspekt, który rzuca się w oczy a jak wiadomo pierwsze wrażenie jest ważne. Otóż...niektórzy rodzice nieświadomie podkreślają niepełnosprawność dziecka strojem. Nie rozumiem dlaczego pełnosprawnego chłopca ubiera się w dżinsy z kieszeniami a chłpca z ZD w jakieś rozciągnięte, bawełniane portasy. To przyciąga uwagę. Ludzie myślą: "no tak on jest chory". Bardzo prawdopodobne, że nikt nawet nie zauważyłby niepełnosprawności gdyby dziecko było porządnie ubrane. Nastolatek z ZD to nie jest małe dziecko! więc falbanki i za krótkie spodnie nie wyglądają już słodko. Pogląd: "ona/on i tak nic z tego nie wie" jest błędny. Krzywdzimy taki edzieci na przyszłość bo kształtuje się w nich nieprawidłowe nawyki. Przecież każdemu rodzicowi chodzi o to by jak najlepiej nauczyć samodzielności, prawda...?


To tyle. Chciałam się podzielić doświadczeniem :-)
 
 
dawid legnica 
nawijacz


Wiek: 41
Dołączyła: 07 Paź 2006
Posty: 870
Skąd: legnica
Wysłany: 2007-06-27, 11:50   

Iza z tym ubieraniem to mnie zaszokowałaś! jak można tak postępować - czysty absurd, jestem za intergracją ale nie na siłę.... jak będzie źle (za jakiś czas jak dawid pójdzie do przedszkola, szkoły) to nic nie stoi na przeszkolodzie aby go przenieść - mam nadzieję że będzie dobrzem, natomiast masz rację ubiór jest bardzo ważny dzieci ubrane normalnie nie odstają od grupy i fakt często gęsto nie zauważa się niepełnosprawności - bynajmniej na oko....
_________________
Basia mama Dawidka z ZD ur 02.12.2005 i Natalki ur 16.04.2008
"Nawet w najciemniejszym miejscu zawsze jest nadzieja na światło"
 
 
Alicja 
złotousty
Założycielka forum i stowarzysznia Zakątek 21


Pomogła: 31 razy
Dołączyła: 01 Paź 2006
Posty: 14111
Skąd: Skąd:
Wysłany: 2007-06-27, 23:45   

izazos napisał/a:


Segregacja....trzeba się zmierzyc z "innością" dziecka. Taka szkoła burzy pozory "mojemu dziecku nic nie jest". To może byc trudne dla tych, którzy nie w pełni zaakceptowali ZD.
Plusy:
- kadra (mam nadzieję fachowcy :cool2: )
- dostosowanie wymagań do poziomu intelektualnego a co za tym idzie możliwość odnoszenia sukcesu
- poczucie przynależności
Minusy:
- utrwalanie złych nawyków


Postawiłam na segregację-nie żałuję.

Proszę tylko o rozszerzenie hasła "utrwalanie złych nawyków" :roll:
_________________
Od osoby z zespołem Downa nie warto odwracać głowy.
Gdy człowiek spojrzy w jego oczy,może w nich ujrzeć świat,w którym każdy chciałby żyć...

Jak powstał Zakątek 21
 
 
izazos
milczek

Dołączył: 19 Cze 2007
Posty: 10
Wysłany: 2007-06-28, 11:49   

Alicja napisał/a:
izazos napisał/a:


Segregacja....trzeba się zmierzyc z "innością" dziecka. Taka szkoła burzy pozory "mojemu dziecku nic nie jest". To może byc trudne dla tych, którzy nie w pełni zaakceptowali ZD.
Plusy:
- kadra (mam nadzieję fachowcy :cool2: )
- dostosowanie wymagań do poziomu intelektualnego a co za tym idzie możliwość odnoszenia sukcesu
- poczucie przynależności
Minusy:
- utrwalanie złych nawyków


Postawiłam na segregację-nie żałuję.

Proszę tylko o rozszerzenie hasła "utrwalanie złych nawyków" :roll:


miałam na myśli naśladowanie na przykład stereotypie, wulgarne słownictwo, zachowania nieakceptowane społecznie
 
 
dodo 
cichosza

Wiek: 53
Dołączyła: 31 Paź 2006
Posty: 31
Wysłany: 2007-08-11, 01:13   

Witajcie,

Temat integracji zawsze wywoływał u mnie duże emocje.
Powrócił dzisiaj, ponieważ otrzymałam kolejne zaproszenie do prenumeraty czasopisma Bardziej Kochani.

Otóż dopóki Pani Ewa Suchcicka będzie publikować w nim swoje artykuły nigdy tego nie zrobię!
Dlaczego Pani Suchcicka brzydko mówiąc „zaszła mi za skórę”?
Dlatego, że uzurpuje sobie prawo do udowodnienia mi i innym rodzicom dzieci z zD, że nasze dzieci są upośledzone i jakakolwiek praca nad ich rozwojem nie ma sensu a szkoła życia jest najlepszym rozwiązaniem (BK (38)2/2006).

KAŻDE DZIECKO JEST INNE, OD KAŻDEJ REGUŁY JEST WYJĄTEK.

Kiedy urodził się Klimek , ktoś podrzucił mi wydruk z forum (www.dzieci.bci.pl , Zespół Downa – postawy rodziców) . Jeszcze nie widziałam kim jest pani Suchcicka ale swoimi wypowiedziami o integracji, najzwyczajniej mnie dobiła (niestety nadal zabiera w tej sprawie głos)

W artykule „Edukacja wg rodziców” 2/2006 , kpi z integracji , robiąc wrażenie niespełnionej i nieszczęśliwej matki a ja jako zwolenniczka integracji zostałam przez nią zakwalifikowana do tych rodziców dla których cyt. „pogodzenie się i akceptacja upośledzenia nie jest w ogóle możliwa”. Zostawiam to bez komentarza.

Może to przeczyta i dowie się, że coraz częściej o dzieciach z zD mówi się opóźnione psychoruchowo a nie upośledzone (cokolwiek to znaczy)

A to dzięki temu, że tak myślących matek jak ona jest coraz mniej.

Śledząc (być może niedokładnie) artykuły publikowane przez np. National Association for Down Syndrom (www.nads.org) , nie zauważyłam aby temat integracji był tam w ogóle poruszany a już na pewno nie przez rodziców.

I to nie jest kwestia naiwności, łudzenia się , pocieszania, braku akceptacji, nie pogodzenia się itd. ale tego że integracja jest normą i nikt się nad tym nie zastanawia.
Jeśli o mnie chodzi,jest też wiara w możliwości Klimka i skoro ma żyć w „naszym świecie” a nie w ośrodku to musi się nauczyć w tym świecie żyć.

A życie składa się z sukcesów, porażek, radości i smutków.


U nas takie dyskusje inicjuje właśnie stowarzyszenie Bardziej Kochani.
Jakiś czas temu opisała to dziennikarka Rzeczpospolitej Sylwia Szparkowska w artykule: Razem czy osobno ( Nr 282 - czwartek, 02.12.2004).
wg mnie nie zachęcając do integracji oraz utrwalając stereotyp, że osoba z ZD jest upośledzona, SZKODA. Ciekawe co na to Pablo Pineda?

upośledzona = ?



oto ten artykuł:


Nasze dzieci różnią się od zdrowych rówieśników. Najwyższy czas to zaakceptować - mówią rodzice dzieci z zespołem Downa.

Razem czy osobno

Radosław Piotrowicz z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie: Zawieszeni miedzy dwoma światami


Jesteśmy tolerancyjni? Oczywiście. Mamy coś przeciwko ludziom z zespołem Downa? Ależ skąd! Niestety to tylko deklaracje. Tak naprawdę o niepełnosprawności wiemy mało, najwygodniej nam udawać, że jej po prostu nie ma.
Rok temu Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa "Bardziej Kochani" zorganizowało konferencję na temat integracji swoich dzieci ze zdrowymi rówieśnikami. Przyjechało kilkaset osób z całej Polski. - Temat budził ogromne emocje. Sala podzieliła się na dwa obozy - opowiada Andrzej Suchcicki ze Stowarzyszenia. - Jedni byli za posyłaniem naszych dzieci do szkół integracyjnych, inni zdecydowanie przeciw. Nie znaleźliśmy odpowiedzi na pytanie, jak przełamywać bariery między zdrowym społeczeństwem a ludźmi z zespołem Downa.

To ma być miłe dziecko

Piotrek ma czternaście lat. Jest szczupły, wysoki, jeździ na rowerze, lubi tańczyć. Fizycznych cech zespołu Downa ma niewiele. - Jest naprawdę ładnym dzieckiem, łatwo zapomnieć o jego upośledzeniu - mówi jego mama Irena Hołubowicz. Piotrek chodzi do "szkoły życia", czyli szkoły dla dzieci z umiarkowanym i znacznym upośledzeniem umysłowym. Ze szkoły integracyjnej odszedł. - Od dziecka z zespołem Downa oczekuje się, że będzie zawsze miłe i zawsze uśmiechnięte. Taki obraz wykreowano w mediach - mówi mama Piotrka. - A to przecież nieprawda. Dziecko to nie maskotka. Na co dzień jest serdeczne, ale potrafi być złośliwe, bywa uparte.
Kiedy przychodzi konfrontacja wyobrażeń szkoły o dziecku niepełnosprawnym umysłowo z rzeczywistością, następuje katastrofa. Nauczyciele podświadomie oczekują, że dziecko z zespołem Downa będzie się zachowywało tak samo jak zdrowi rówieśnicy. A jemu jest trudniej usiedzieć na miejscu, trudniej się skupić. I ma inne zdolności intelektualne. Piotrek umie czytać, lubi przyrodę i polski, kłopoty, jak wszystkie dzieci z zespołem Downa, ma z matematyką. Umie dodawać, ale nie abstrakcyjne liczby, tylko konkretne przedmioty.
Socjologowie pytając o integrację, zastanawiają się, czy akceptujemy dzieci inne, niepełnosprawne fizycznie albo intelektualnie. Dla rodziców dzieci upośledzonych jest istotniejsze, czy na tym systemie ich dzieci zyskują, czy tracą. - Wiarygodnych badań dotyczących zysków i strat dziecka upośledzonego umysłowo uczącego się w szkole integracyjnej nie ma - mówi Suchcicki. - W Szwecji podobno robiono badania, z których wynika, że dzieci uczące się ze zdrowymi zyskują intelektualnie, więcej umieją. Ale tracą emocjonalnie, przebywanie w środowisku, które ich nie akceptuje, jest dla nich ogromnym stresem.

Praca ważna dla każdego

Szymon z Gołdapi, 23 lata. Jest sprawny fizycznie, jeździ na wrotkach, na rowerze, gra w siatkówkę. Świetnie radzi sobie w sklepie samoobsługowym. Za pieniądze z kieszonkowego gra w totolotka, chociaż to mama musi mu spisać wygrane w losowaniu numery.
W tym roku Szymon zaczął chodzić na warsztaty dla dorosłych z upośledzeniem umysłowym - uczy się gotować, majsterkuje, wykonuje proste roboty. - Traktuje to jak pracę i bardzo się z niej cieszy, bo wie, że wszyscy dorośli ludzie pracują - opowiada Wanda Kuglewicz, jego mama. - Za miesiąc zarobił 100 złotych. Oszczędza na stół do ping-ponga.
Warsztaty mają przygotowywać go do przyszłej pracy zarobkowej, ale w praktyce bardzo często tę pracę zastępują. - Nawet upośledzeni umysłowo szybko się orientują, że na wyniki ich pracy nikt nie czeka - mówi Suchcicki. - Musimy się zastanowić, jak powinna wyglądać ich przyszłość, gdzie jest ich miejsce w społeczeństwie. To poważniejsza kwestia niż ciągłe mówienie, że jesteśmy tolerancyjni i popieramy integrację. Szymon jest bardzo dobrze akceptowany przez swoją rodzinę, znajomych rodziców. Gorzej z rówieśnikami. Wśród nich przyjaciół nie ma.

Dziecko wśród dorosłych

Tak samo 14-letni Łukasz, także z zespołem Downa. Lubi majsterkować, pomagać w naprawie samochodu. Uwielbia grać na komputerze. Koledzy z podwórka? - Z tym jest trudno. Myślę, że stosunek do niego dzieci z sąsiedztwa wynika z podejścia ich rodziców - mówi ojciec Łukasza.
Dzieci z zespołem Downa są bardzo wrażliwe. Bardzo mocno odbierają emocje dorosłych. Są niezwykle serdeczne. I uparte. - Łukasz ma mój charakter, trudno go do czegoś przekonać - opowiada ojciec. - Nie daj Boże na niego krzyknąć. Wtedy sprawa przepadła. Przy nim nauczyłem się cierpliwości.

Rodzice opowiadają, że kiedy urodziło im się dziecko z zespołem Downa, byli przerażeni - w gruzach legły wszystkie plany, wszystkie marzenia. Potem się do tej myśli przyzwyczaili, ze swoimi dziećmi mają doskonały kontakt. - Najtrudniej jest zaakceptować, że niektórych rzeczy dziecko nigdy się nie nauczy. Trudno jest uwierzyć, że nie jest przez to ani lepsze, ani gorsze. Jest inne - mówią.

Sylwia Szparkowska

Zespół Downa to zbiór cech powstających na skutek błędu genetycznego - w 21. parze chromosomów znajduje się dodatkowy, trzeci chromosom. Zawarta w nim informacja od początku rozwoju płodu zaburza kształtowanie się dziecka. Dzieci rozwijają się wolniej, większość z nich ma lekkie lub średnie upośledzenie umysłowe. Nie wyklucza to zdolności do uczenia się i nabywania nowych umiejętności przez całe życie.

Radosław Piotrowicz z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie
Zawieszeni miedzy dwoma światami

Rz: Czy dziecko upośledzone umysłowo ma szansę zostać zaakceptowane przez swoich rówieśników?
RADOSŁAW PIOTROWICZ: Wiele zależy od tego, czy grupa jego rówieśników zostanie na przyjęcie niepełnosprawnego kolegi przygotowana. Jeśli nie, integracja się nie uda. Dużo zależy też od stopnia niepełnosprawności i wieku dziecka.
Jaki wpływ ma wiek na integrację?
Bardzo dobrze udaje się ona w przedszkolu. Tam dzieci nie mają poczucia, że dziecko upośledzone umysłowo jest inne niż one same. W pierwszych latach podstawówki jest jeszcze w stanie sobie poradzić. Kłopoty zaczynają się z reguły w czwartej klasie, wraz z wprowadzeniem podziału na przedmioty szkolne. Dziecko z zespołem Downa niby realizuje program nauki, ale gdy koledzy uczą się, jak wygląda system planetarny, ono rysuje słoneczko.
Na dodatek to jest wiek, w którym dzieci tworzą grupy, mają inne potrzeby niż dziecko niepełnosprawne intelektualnie. One się rozwijają, ono zostaje na tym samym poziomie.
I wtedy zostaje samo?
Znajduje się między dwoma światami. Nie ma swojej grupy osób niepełnosprawnych, a do świata sprawnych nie należy. To dlatego rodzice zabierają dzieci do "szkół życia", gdzie przynajmniej mają szansę zdobyć praktyczne umiejętności.

Czasem nie ma sensu niektórych rzeczy forsować. Dla dziecka z zespołem Downa liczba zawsze będzie abstrakcją. Mając 11 lat, może być na poziomie dziecka pięcio-, sześcioletniego. Mając lat 15, będzie na poziomie siedmiolatka. Oczywiście różne dzieci mają różne upośledzenia, ale z tym, że rozwijają się wolniej, trzeba się po prostu pogodzić.
Co się dzieje po skończeniu szkoły przez dzieci z zespołem Downa?

Z reguły w wieku 21 lat idą na warsztaty terapii zajęciowej. Powinny one przygotowywać do podjęcia pracy zarobkowej, na przykład w Zakładzie Aktywności Zawodowej. Tylko że jest ich na razie bardzo mało. Do tej pory nie rozstrzygnęliśmy, jak powinni być traktowani dorośli ludzie z upośledzeniem.
Rozmawiała Sylwia Szparkowska
_________________
mama Klimka (6) Hanki ( 4) i Franka (15 miesięcy)
 
 
groszek 
junior admin


Pomogła: 14 razy
Wiek: 60
Dołączyła: 11 Gru 2006
Posty: 16857
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-08-11, 09:36   

Temat integracji nie wywołuje u mnie emocji, śledzę co się da, a doświadczenia rodziców dzieci starszych są naprawdę okropne. Na poprzedniej konferencji 13, pani Manterys powiedziała, że rodzice małych dzieci z ZD ją zadziwiają...nie zacytuję dokładnie jej wypowiedzi, ale pointa jest taka, że jesteśmy zbytnimi optymistami w niektórych sprawach, które dotyczą rozwoju naszych dzieci.
Gdy patrzymy na nasze dzieci, jak zdobywają kolejne umiejętności, jesteśmy z nich bardzo dumni. Kochamy je i chcemy, żeby były szczęśliwe. My je rozumiemy i kochamy takimi jakie są, ale gdy wyjdą z domu jest różnie...
Jak? Ja jeszcze tego nie wiem. Maks ma 2 lata i jeszcze pewnie upłynie drugie tyle zanim pójdzie do przedszkola. Czy znajdzie przyjaciół? - tego jeszcze nie wiem.
Wiem natomiast jak było u Celi. Przeczytałam w ostatnim numerze BK kawałek Jej wspomnień, jak potraktowały ją panie nauczycielki jak zgłosiła im, że chłopcy biją koleżankę z klasy" pełnosprawną" . Czytam jej zapiski i bardzo jej współczuję, że miała tyle negatywnych przeżyć w szkole. Każdy z nas miał jakieś przykrości, ale też wiele miłych wspomnień i na szczęście te pierwsze się zapomina...A jeżeli nie można o nich zapomnieć i pamięta się je jeszcze długie lata?
Pani Ewa Suchcicka robi wiele dla naszego środowiska, a że dzieli się swoimi przeżyciami jako matka Natalki, i że są one właśnie takie, to tylko źle świadczy o tych wszystkich, którzy jej ich dostarczyli. Szanuję Ją za szczerość, przykro mi że tyle przykrości ją spotkało, jako matkę dziecka z ZD . Co spotka mnie? Na razie nic z tego co było Jej udziałem. Jest więc może nadzieja, że coś się zmienia, że nasze społeczeństwo też się zmienia na lepsze i może naszym dzieciom będzie łatwiej niż ich starszym kolegom.
Tego nam wszystkim życzę.
_________________
Dzieci groOszkòw
Marysia 36
Maciek i Kasia po 34
Marcin 31
Małgosia 29
Mateusz 25
Maksymilian 18 (17.06.2005)
 
 
Marta Witecka 
złotousty
Marta Witecka


Pomogła: 12 razy
Wiek: 49
Dołączyła: 12 Mar 2007
Posty: 4837
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2007-08-11, 13:10   

Znów poruszamy ważny temat.
We mnie wzbudza on emocje, dlatego że jeden chce być mądrzejszy od drugiego.

Cytat:
Na poprzedniej konferencji 13, pani Manterys powiedziała, że rodzice małych dzieci z ZD ją zadziwiają...nie zacytuję dokładnie jej wypowiedzi, ale pointa jest taka, że jesteśmy zbytnimi optymistami w niektórych sprawach, które dotyczą rozwoju naszych dzieci.


To, że rodzice mają optymizm, to chyba dobrze, zresztą jak nasze dzieci będą dorosłe, czy duże, to nie musi być tak samo, jak obecnie. I oby tak było.

Ja też nie wiem, czy Szymon znajdzie prawdziwego przyjaciela, chociaż bym bardzo chciała. Na razie integracja idzie nam bardzo dobrze, bo mamy środowisko w którym Szymon jest akceptowany całkowicie, także przez dzieci. Dlatego zgadzam się z panem Piotrowiczem, że jeśli dzieci zdrowe i ich rodzice nie przygotują siebie i dzieci na integrację, to nic z niej nie wyjdzie.

Dzieci naszych przyjaciół uczone są, że mamy okazywać miłość wszystkim, niezależnie od ich odmienności, dziwności, czy czegokolwiek innego, co nie jest w tzw "normach".
Normy się zawężają, bo świat goni do przodu, ale czy w dobrym kierunku? Czy rzeczywiście wszyscy jesteśmy tacy idealni? Na pewno nie. Tylko umiemy to ukryć, a dzieci z zD raczej nie.
Oczywiście bardzo ważna jest akceptacja w środowisku, myślę że ważniejsza niż to czego dziecko się nauczy, ale nie jestem zwolenniczką wysyłania wszystkich dzieci do szkół życia.

Bardzo cenię pana Piotrowicza, był moim wykładowcą na studiach i jednym z tych, których zapamiętałam na długo. Jest nieoceniony w pracy z dziećmi, ma ogromną wiedzę i potrafi przekazać pasję do pracy z dziećmi takimi, jak nasze.

Jednak jest pewien aspekt, który "przerabiałam" studiując. Nauka stwierdza, że lekkie upośledzenie oznacza, że dziecko zatrzymuje się intelektualnie na poziomie 7-8 latka. Jednak jeśli ma 15, to nie jest siedmiolatkiem. Przecież nasze dzieci, to nie tylko upośledzenie! Specjaliści często widzą bardziej tę stronę intelektualną (od tego też są), a rodzice muszą połączyć także sferę psychiczną, dojrzewanie, indywidualne cechy charakteru i do tego dodatkowe wady, jeśli są. To niezywkle trudne! Ale mnie to napawa nadzieją i radością, niezależnie od tego, co na ten temat sądzą specjaliści dzisiaj!

Słuchajcie jesteśmy dzielni, bo niezwykłe zadanie jest przed nami!
Pozdrawiam wszystkich rodziców! :papa:
_________________
Szczęśliwa mama Janka (24) Szymka z zD (22) Jonatana (19) Jakuba z zD (17) i Noemi (15) www.msr.org.pl www.szymonwitecki.pl
 
 
dodo 
cichosza

Wiek: 53
Dołączyła: 31 Paź 2006
Posty: 31
Wysłany: 2007-08-11, 14:08   

Gdyby Pani Suchcicka jedynie dzieliła się swoimi doświadczeniami nie miałabym jej tego za złe .
Ale pani Suchcicka próbuje udowodnić, że droga, która ona wybrała ma być dobra dla wszystkich. Pragnąc tolerancji i akceptacji dla własnej rodziny nie okazuje jej innym rodzicom dzieci z zd. Czyli tym którzy nie zgadzają się na segregację.
Ośmieszając ich zbytni optymizm i wiarę w cuda.

Nawet jeśli niektórym rodzicom towarzyszy zbytni optymizm, to czy jest to złe i należy ich czym prędzej sprowadzić na ziemię? Odebrać im ten entuzjazm i nadzieję?

Nie podoba mi się używanie słowa segregacja. Jest ono niedopuszczalne w stosunku do nikogo i z jakiegokolwiek powodu. Przykładów z historii mamy wiele i to nie tak dawnej .
Nie rozumiem więc pytania „integracja czy segregacja”, szczególnie wtedy kiedy zadają go sami rodzice.

Współczuję Pani Suchcickiej, ze miała takie przykre doświadczenia . Na pewno nie tylko jej rodzinę to spotkało.
Ale przecież nie zawsze tak musi być !

Zauważyłam na tym forum że nie wszyscy rodzice opisują sukcesy swoich dzieci. Dlaczego ? z obawy przed zrobieniem innym rodzicom przykrości.

Osobiście nie odczuwam przykrości z powodu czyjegoś szczęścia i sukcesu. Chętnie o tym czytam i zamieszczam linki o sukcesach innych. To chyba dobrze, że osoby z zd mogą osiągać więcej niż nam się wydaje. To nie czekanie na cud to są fakty i dowód na to, że nasze dzieci mogą wiele osiągnąć.
Warunek - że nie zagrzebiemy się w typowym dla Polaków pesymizmie.

Pogodzenie się z innością dzieci z zd oraz akceptacja tego faktu nie ma nic wspólnego z dążeniem do poprawy funkcjonowania naszych dzieci w społeczeństwie.
_________________
mama Klimka (6) Hanki ( 4) i Franka (15 miesięcy)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xand created by spleen modified v0.4 by warna fixing Program do sklepu