To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Zakątek 21
Forum rodziców i przyjaciół dzieci z zespołem Downa. Porady, wsparcie, wymiana poglądów... Zespół Downa to nie koniec świata. Zajrzyj do nas - zobaczysz, że świat ma wesołe pomarańczowe barwy, a zupełnie blisko są ludzie gotowi Cię wesprzeć.

Zakątek medyczny - Higiena w szpitalach

Alicja - 2007-03-07, 09:19

Lekarze za rzadko myją ręce w pracy
Poniedziałek, 5 marca 2007

W szpitalach nadużywa się antybiotyków w leczeniu pacjentów, lekarze niechętnie zgłaszają zakażenia wewnątrzszpitalne, higiena personelu jest niedostateczna - wynika z kontroli Państwowej Inspekcji Sanitarnej w placówkach medycznych w całym kraju.

W poniedziałek minister zdrowia przedstawił główne założenia ustawy, która ma spowodować zmniejszenie liczby zakażeń szpitalnych.
Inspektorzy Państwowej Inspekcji Sanitarnej (PIS) zbadali 14 szpitali województwa mazowieckiego, a także 215 stacji dializ oraz oddziały położnicze, noworodkowe i zespoły porodowe w 423 szpitalach w całym kraju. Tylko dwa spośród skontrolowanych szpitali w woj. mazowieckim posiadają certyfikat jakości obejmujący procedury medyczne.
Jak powiedział na konferencji prasowej szef resortu zdrowia Zbigniew Religa, wśród nieprawidłowości, które stwierdzili inspektorzy PIS w woj. mazowieckim, było m.in. przeładowanie niektórych oddziałów, niedobór izolatek, ograniczony dostęp do środków higieny. W wielu placówkach w całym kraju brakuje lekarzy i pielęgniarek specjalizujących się w epidemiologii. Szefowie placówek niechętnie zgłaszają zakażenia szpitalne.

Według ministra Religi, lekarze za rzadko myją ręce w pracy, nie stosują też odpowiednich środków dezynfekujących. Wszystko to - według przedstawicieli MZ i PIS - ma kluczowe znaczenie dla rozprzestrzeniania się drobnoustrojów szpitalnych, a tym samym - wzrostu liczby zakażeń wewnątrz szpitali.

Jak powiedział Religa, dużym problemem jest też nadużywanie antybiotyków. Zdaniem dra Pawła Grzesiowskiego z Narodowego Instytutu Leków (NIL), koszty leczenia tymi środkami w polskich szpitalach wynoszą od 15 do 30 proc. budżetów lekowych. W innych krajach UE wskaźnik ten nie przekracza 15 proc.

Prof. Waleria Hryniewicz z NIL zwróciła uwagę, że nadużywanie antybiotyków powoduje, iż groźne bakterie uodparniają się na stosowane środki. Tak stało się m.in. w przypadku pneumokoków wywołujących sepsę. "Często terapia antybiotykowa jest zbyt szeroka, przeprowadzona niewłaściwymi antybiotykami, po których trzeba stosować inne, w efekcie leczenie jest nieskuteczne" - mówiła prof. Hryniewicz.

Jak podkreśliła, terapię antybiotykową można zastosować tylko po wykonaniu badań mikrobiologicznych, które odpowiedzą na pytanie, czy zastosowanie tego typu środków jest w danym przypadku racjonalne. Prof. Hryniewicz podkreśliła, że takich badań wykonuje się w Polsce zdecydowanie zbyt mało, a antybiotyki przepisuje się bez nich.

Minister zdrowia poinformował, że w resorcie przygotowano projekt nowej ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych, który ma znacząco poszerzyć obowiązki i wymagania wobec szpitali w zakresie kontroli zakażeń szpitalnych.

Zgodnie z projektowanymi zapisami, wszystkie placówki opieki zdrowotnej będą miały m.in. obowiązek wykonywania badań mikrobiologicznych i analizowania lokalnej sytuacji epidemiologicznej. Dyrektorzy wszystkich placówek będą musieli powołać zespoły i komitety kontroli zakażeń szpitalnych i nadzorować ich prace. Obowiązkowe będzie też m.in. monitorowanie czynników alarmowych i zakażeń związanych z udzielaniem świadczeń zdrowotnych, opracowywanie i wdrożenie, a później nadzorowanie procedur zapobiegających zakażeniom, stosowanie środków ochrony przed zakażeniami

:arrow: źródło

Maciejka - 2007-03-07, 09:32

Z Jaśkiem byłam ostatnio dwa razy w szpitalu na zapalenie płuc i sama widziałam taką scenę: pani salowa myjąca podłogę i za chwilę bez umycia rąk podająca smoczka płaczącemu dziecku. :-x Skończyło się to tym, że siedziałam twardo przy synku i pilnowałam kto do niego podchodzi i czy ma odkażone ręce. Przy unikaniu zakażeń szpitalnych np. rotawirusem nie wystarczy umyć rąk wodą z mydłem, trzeba zastosować środek odkażający. Mimo wszystko i tak przyniosłam do domu zarazki, bo za chwilkę córka miała objawy zakażenia rotawirusem.
Norelka - 2007-03-08, 12:25

Ja też coś wiem o tym. Poszliśmy z Adasiem do szpitala wyleczyć zakażenie układu moczowego, a wróciliśmy z zapaleniem oskrzeli :-x
Na tym oddziale 80% dzieci było właśnie chorych na zapalenie oskrzeli, reszta - rotawirus. Jedyne dziecko z czymś innym to Adaś właśnie. Żałuję, że nie uparłam się leczyć go w domu.

Te salowe, myjące podłogę na całym oddziale niemowlęcym jednym mopem i jednym wiaderkiem wody oraz umywalki, wanienki itd jedną ściereczką :evil: doprowadzały mnie po prostu do szału.

Przestaje mnie dziwić co jakiś czas wybuch sepsy w szpitalach.

stokrota - 2007-03-08, 21:17

Norelko, a w którym szpitalu we Wrocławiu byłaś z Adasiem?
Norelka - 2007-03-09, 09:01

Napisałam na priv.
kabatka - 2007-03-09, 09:30

Bród w szpitalach to chyba wszędzie problem. Z moich obserwacji wynika on z niedoinwestowania służby zdrowia. Akurat salowe, z którymi miałam do czynienia, były bardzo dokładne. No ale jak są stare ściany, z lamperiami, to wiadomo, co siedzi pod tymi wszystkimi warstwami :-? One tego nawet jakby bardzo chciało nie wyczyszczą...
Ja najgorsze wrażanie miałam z oddziału, na którym leżeliśmy na diagnostykę refluksa. Po 4 dniach wyszłam stamtąd jak zombi, w ogóle nie spałam.
Najpierw położono nas w sali, w której byliśmy my - całkowicie zdrowi, bez żadnej infekcji, a oprócz tego dwa zapalenia płuc i jedno zapalenie oskrzeli :-( Po naszej interwencji przeniesiono nas do malutkiej sali, w które byliśmy sami, za to lód na szybach (za oknem w styczniu 2006 r. było -25). No ale szczytem było to, kiedy przewijałam Kubulę na przewijaku, miałam oczywiście na nim rozwiniętą swoją pieluszkę, a tu raptem spod tej pieluszku wymyka się karaluch :wow: :evil: Przez następne dni nie zmrużyłam już oka, bo miałam wrażenie, że nie dość, że po mnie to będzie łazić, to najgorsze, że po dziecku, brrr...

A jeszcze co do podawania smoczków. W szpitalu, w którym my leżeliśmy raczej nie można było podawać smoczków innym dzieciom. Kiedy ktoś z rodziców podał smoczek jakiemuś maluchowi, a siostra to zauważyła - miał instrukcję, jak należy odkazić ręcę właśnie, że powinien to zrobić przed podaniem smoczka dziecku, i po podaniu (w każdej sali były oczywiście obok zlewu dozowniki ze środkiem odkażającym). Kiedy maluch płakał, najlepiej było po prostu wołać pielęgniarkę. I one bez problemu przychodziły i zajmowały się maluchem. Szpital, w którym my leżeliśmy, miał niezbyt duże oddziały, kameralną atmosferę.

I jeszcze spójrzcie na tytuł tego tekstu na początku: Lekarze... A w tekście mowa jest w ogóle o personelu, który nie trzyma higieny, taka mała nieścisłość, a komuś już się zakoduje, że wszyscy lekarze to brudasy. Oj nie lubię takich drobnych przeinaczej rzeczywistości :-(

Dagmara - 2007-03-09, 11:36

Skąd ja to znam :-x Kiedy Mikuś miał 3 miesiące pojechaliśmy na rutynową diagnostykę górnego przewodu pokarmowego w związku z podejrzeniam refluksu. Mieliśmy tam być 4-5 dni, a skończyło się na trzytygodniowym pobycie :-? :-? A wszystko dlatego, że szumnie nazwany Oddział biegunkowy znajdował się obok naszej sali- oczywiście nie był w żaden sposób odizolowany, więc wiruski nie musiały się szczególnie wysilać :-? Parę dni póżniej Miki dostał takiej biegunki, że nie pomagało zupełnie nic. Doszło w skrajnym momencie do zatrzymania jelit( zostały skóra i kości- 2800- to waga, którą osiagnął maluszek. A jego urodzeniowa to 3350, więc zobaczcie, co z Niego zostało :-( Do tego doszło jeszcze zapalenie oskrzeli :-x oczywiście dzięki pobytowi w obskórnej sali.
Refluks zdiagnozowali, ale za jakącenę :-?
Wszystko to nałożyło się na termin planowanej operacji serduszka w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu- nie było na co czekać, bez operacji Miki by nie przeżył- zabieg ze wskazań życiowych :nie:
W ŚCCHS byliśmy jeszcze parę razy i jeśli chodzo o higienę, to tam naprawdę o nią dbają.
Jest czysto i sterylnie, choć w sali pooperacyjnej Mikołajek zlapał paskudną bakterię Seratię i Gronkowca. O ile gronkowca udało nam się pozbyć, seratia towarzyszyła Mikusiowi do śsmierci i to najprawdopodobniej ona była odpowiedzialna za pogorszenie się stanu Misia w drugiej dobie po operacji :nie:

Norelka - 2007-03-09, 12:19

:-( Aż boję się czytać tych postów, niedługo Adasia operacja :cry:
kabatka - 2007-03-09, 12:36

Swego czasu czytałam gdzieś, że podobno w Stanach po 20, 30 latach użytkowania szpitala burzy się go. I jest w tym sens, bo bakterie i inne takie siedzą w ścianach, nie da się tego dobrze odkazić :-(
W szpitalach najczęściej w wakacje są tak zwane czyszczenia. Zamyka się oddział i bardzo dokładnie odkaża. Pamiętam, że po śmierci Kuby miałam nawet taką jazdę, że może jakby był operowany na jesień (po odkażaniu) - nie atakowałyby go te wszystkie gronkowce, bakterię. Ale to tylko gdybanie, co by było gdyby.

Kuba był skolonizowany Pseudomonasem aeruginosa - posiewy były brane z narzędzi, łóżka, respiratora i nic, wszystko jałowe, a bakteria siedziała u niego w środku, i ujawaniała się w najmniej spodziewanym momencie co jakiś czas :-(

Norelko, obyście na POP-ie byli tylko 2, 3 doby - tego życzę Wam najbardziej. Najgorsze jest bowiem to, że na POP nie powinno się wchodzić. Jest to pod każdym względem uzasadnione, bo na naszym ubraniu, włosach, wszystkim wnosimy tam bakterie. Ponieważ my byliśmy na POP-ie bardzo długo, do końca - lekarze pozwalali nam wchodzić. Zachowując jednak restrykcję: nie mogliśmy wejść nigdy oboje, kiedy obok leżało dziecko zaraz po operacji, tego dnia już nie mogliśmy wejść do Kuby, kiedy panie salowe sprzątały, kiedy dzieci miały podłączane żywienie pozajelitowe również musieliśmy wychodzić itd.
Bardzo wtedy płakałam - kiedyś podeszła do mnie siostra oddziałowa z POP-u i zaczęła mi tłumaczyć, że naprawdę nie mogę tam wejść i dlaczego. Tak po prostu usiadła i porozmawiała - odpowiedziałam, że jako człowiek rozumiem to doskonale, ale jako matka nie mogę się z tym pogodzić. To te jedne z najtrudniejszych momentów mojego dotychczasowego życia...
Pamiętam, że strasznie mnie wkurzało, kiedy widziałam rodziców niefrasobliwie wychodzących sobie na papieroska przed szpital w kapciach lub ochraniaczach, w których potem wchodzili na oddział. Jednemu tatusiowi, którego dziecko przez moment leżało obok Kubusia zwróciłam nawet uwagę - ale ona chyba w ogóle nie wiedział, o co mi chodzi. Jego dziecko wyszło z POP-u po dwóch dobach, po 5 dniach byli już w domu, więc o co mi w ogóle chodziło - pewnie sobie tak pomyślał :-?

Dagmara - 2007-03-09, 13:20

Norelko, musisz być dobrej myśli. Adaś :* jest silny i nie da się wirusom.

Jak już wspomniała Kabatka, najważniejszy jest jak najkrótszy pobyt na POP-ie!!!
Wiem, że kontakt z dzieckiem po operacji jest bardzo istotny, ale dla ogólnego dobra POP powinien być zamknięty dla odwiedzających. Nie wszyscy dbają o higienę, a poza tym bakterie przemieszczają się na ubraniach i koło się zamyka.
Osobiście wiem, że samo trzymanie Mikusia za rękę było bardzo pomocne i mimo że po operacji nie widziałam go już przytomnego( gdy odzyskał przytomność na parę godzin pierwszego dnia po operacji, nie było mnie przy Msiu :-( ) pozostaf fakt, że mogłam go dotknąć i wiem, że czuł moją obecność .
W tej chwili pewnie zaprzeczam sama sobie, ale i tak uważam, ze powinno przychodzić tam mniej osób- dla dobra maluszków!!!Daleko nam jeszcze do Stanów, więc szpitali z szybą odgradzającą odwiedzających pewnie prędko się nie doczekamy :-(

Norelka - 2007-03-09, 13:56

To prawda, że szpitale powinny maksymalnie 30 lat funkcjonować, ja też o tym czytałam i widzę, że ma to sens.

Niestety operacja Adasia zbliża się i coraz częściej będę Wam na ten temat truła bo po prostu cały czas o tym myślę :-( i boję się przeokropnie. Czasami w nocy się obudzę i przypomnę o tej operacji to serce mi wali i nie mogę już spać.

Co do POP-u: Adaś przebywał tam tylko 3 dni, ale jednak został zaatakowany przez bakterię - gronkowca. Trudno się z resztą temu dziwić, sala pop. była przepełniona, jedno 3-tygodniowe dzieciątko (Adaś) i z 8 osób dorosłych po operacjach serca. Na zewnątrz +35 st. C i całkowicie wolny wstęp na tą salę - nikt nie pilnował, wchodził kto chciał, nie sprawdzano czy buty są zmienne a fartuchy do wejścia do środka wisiały na zewnątrz - na korytarzu i były to fartuchy wielokrotnego użytku.

kabatka - 2007-03-09, 14:12

Norelko, no jak Ty możesz mówić, że będziesz nam truć :-x
Załóż nawet wątek :arrow: tutaj - i pisz o Twoich lękach związanych z operacją - będziemy pocieszać, a może i udzelimy jakiejś rady, jest przecież tu kilka osób, które mają doświadczenia w tym względzie. Może nawet więcej niż kilka.

Norelka napisał/a:
Adaś przebywał tam tylko 3 dni, ale jednak został zaatakowany przez bakterię - gronkowca. Trudno się z resztą temu dziwić, sala pop. była przepełniona, jedno 3-tygodniowe dzieciątko (Adaś) i z 8 osób dorosłych po operacjach serca. Na zewnątrz +35 st. C i całkowicie wolny wstęp na tą salę - nikt nie pilnował, wchodził kto chciał, nie sprawdzano czy buty są zmienne a fartuchy do wejścia do środka wisiały na zewnątrz - na korytarzu i były to fartuchy wielokrotnego użytku.


Oj, to nie za dobrze brzmi :-? Dzieci obok dorosłych? To Adaś nie będzie operowany na jakiejś kardiochirurgii dziecięcej? Ale może na odp. Norelko załóż jednak ten osobny wątek w Wadach serca ;-)

Aśka - 2007-03-14, 10:26

Miedź kontra "superbakterie"
PAP 2007-03-14

W ramach walki z opornymi na leki bakteriami, brytyjski szpital wymienia klamki i kurki ze stali nierdzewnej na miedziane.

Zakażenia szpitalne to plaga współczesnej medycyny. Osłabionych chorobą pacjentów atakują szczepy bakterii, które żyjąc w pełnym antybiotyków środowisku, uodporniły się na nie. Są jednak substancje, na które uodpornić się nie da.

Już starożytni wiedzieli, że miedź i jej związki zapobiegają zakażeniom. W pierwszym wieku naszej ery Pliniusz Starszy pisał, że rany nigdzie nie goją się lepiej, niż w sąsiedztwie kopalni miedzi. Dziś już wiadomo, że gdy bakterie zetkną się z miedzią, przestają oddychać. Podobne właściwości bakteriobójcze ma zresztą srebro.

W szpitalu Birmingham Selly Oak w ramach 18-miesięcznego eksperymentu wymieniono na jednym z oddziałów typowe dla placówek służby zdrowia klamki i kurki wodociągowe ze stali nierdzewnej na wykonane z miedzi. Personel medyczny dostał nawet długopisy ze stopu miedzi. Drugi podobny oddział posłuży do porównania.

Jak wykazały badania, około 80 procent zakażeń bakteriami lekoopornymi to skutek kontaktu z brudnymi powierzchniami - klamkami, rączkami spłuczek w toalecie czy poręczami.

Jeśli eksperyment da pomyślne rezultaty, miedziane elementy wyposażenia mogłyby zostać wprowadzone w szpitalach całej Europy.

:arrow: źródełko: onet.pl

Aśka - 2007-03-30, 13:58

Przeczytajcie, jakie zagrożenie niosą za sobą liczni odwiedzający w szpitalach i jakie mogą być tego groźne konsekwencje....

We wrocławskiej klinice wykryto pałeczki klepsielli
30 marca 2007

We wrocławskiej Klinice Rozrodczości i Położnictwa Akademii Medycznej zostały wykryte pałeczki bakterii klepsielli. Drobnoustrój może powodować u noworodków infekcje dróg moczowych i układu oddechowego, a nawet prowadzić do groźniejszych chorób.

Życie dzieci nie jest zagrożone. Jednocześnie klinika ograniczyła na tydzień przyjmowanie kobiet rodzących ze względu na pełne obłożenie szpitalnych łóżek.

Kierownik działu epidemiologii wrocławskiego Sanepidu Witold Paczosa powiedział w piątek, że ta bakteria charakteryzuje się zwiększoną odpornością na działanie antybiotyków. "Jest to drobnoustrój zaliczany do enterobakteriace, to cała rodzina pałeczek jelitowych. Ponieważ niemowlęta mają niską odporność, może on wywoływać u nich infekcje układu moczowego, czy oddechowego, a nawet powodować np. zapalenie płuc - zaznaczył Paczosa.

Dodał, że bakteria mogła się dostać na teren szpitala - została przyniesiona przez osobę odwiedzającą, bądź przez chorego przeniesionego z innej placówki.

Pracownicy szpitala zapewniają, że nie ma żadnego zagrożenia dla życia dzieci. Nie są wpuszczani ojcowie, którzy chcieliby zobaczyć swoje dzieci, czy odwiedzić żony. Bez przeszkód mogą wchodzić matki karmiące swoje dzieci, które pozostają na oddziale. Szpital zamknięto dla odwiedzających, aby nie stwarzać dodatkowego zagrożenia.

Paczosa podkreślił, że szpital po wykryciu zakażenia zachował się bardzo profesjonalnie i podjął właściwe działania w tym zakresie.

Źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

:arrow: źródło informacji

Norelka - 2007-03-31, 12:10

Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni :evil:

Adaś się urodził w tym szpitalu i też wtedy szalała jakaś bakteria na oddziale neonatologii, tylko nie pamiętam jaka.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group