Kabatka bądź litościwa, wybacz matce która 7 długich miesięcy spędziła z dzieckiem w szpitalu (co gorsza polskim biednym szpitalu) bez dostępu do klawiatury.
(A co ja będę narzekać na brak dostępu do klawiatury, jak nie miałam na czym spać ) oj biedna ja...
_________________ Aga- mama Oskarka 05-10-2007- 09.07.2008 i Niny 16.05.2013 i Igora 04.07.17
Wiek: 40 Dołączyła: 10 Sie 2008 Posty: 51 Skąd: Katowice/Dublin
Wysłany: 2008-08-12, 21:06
Jak tak czytam te wasze wszystkie historie, to aż dziękuję Bogu, że my trafiliśmy na super lekarzy.
Zaczynając od lekarzy w szpitalu - pani położna, która starała się nas pocieszyć i wytłumaczyć, że to nie nasz wina, że kieliszek wypitego wina czy wypalony papieros nie jest temu winny; pan pediatra-kardiolog, który pomimo że był zawalony papierkową robotą, z cierpliwością odpowiadał na nasze pytania dotyczące tej wady serca jak i zD i wydrukował nam wiadomości z Internetu, żebyśmy sobie w domu na spokojnie poczytali; pani Social Worker, która na następny dzień zaprosiła nas do swojego biura, dając pełno informacji o stowarzyszeniach działających w Irlandii oraz informacji na temat zasiłków, które nam przysługują no i oczywiście pani dr kardiolog ze szpitala do którego należy Aluś, która ma fantastyczne podejście zarówno do dzieci jak i ich (nachalnych) rodziców :)
Żeby nie było tak słodko, mogę spokojnie opisać przypadek mojej beznadziejnej GP, która o mały włos nie wysłałaby mnie na drugą stronę. Leczyła mój ból pośladków i ud oraz 40 stopniowa gorączkę oczywiście paracetamolem, tłumacząc że to tylko nerwobóle z kręgosłupa (bolał mnie w tym czasie). Po przyjeździe do Polski na badania, okazało się że to rak z przerzutami...tak brzmiała pierwsza diagnoza. Na szczęście po operacji, okazało się, że to "tylko" ropień, gdy dzięki "leczeniu" pani GP był ogromnych rozmiarów i zagrażał życiu. Oprócz tego miałam anemię, leukocytozę i sepsę, ale moja droga GP nawet mi badań krwi nie zrobiła
Ale ja pisze o WB??
wiem ze mnie przygotowanie Ro w styczniu do operacji pociagnelo ostro po kieszeni- przyspieszyli operacje o 2 dni, i na gwalt zalatwialam wszystko.
Pomogła: 11 razy Wiek: 45 Dołączyła: 07 Paź 2007 Posty: 9200 Skąd: Gillingham, Anglia
Wysłany: 2008-10-11, 00:03
Już naprawdę nie mogę...
O tarczycy napisałam w odpowiednim wątku... Zaczną leczyć jak tsh będzie powyzej 10, normę mają do 4,20 ale po jakiego grzyba ją określają skoro musi wzrosnąć ponad dwukrotnie żeby jakąś reakcję wymusić Już kostki mam sine - Nigel mnie kopie pod stołem bo już przestałam być uprzejma i przyjmować na klatę te brednie, które ci fachowcy wygadują.
Narzekacie na kolejki, na długie terminy w Polsce? Proszę bardzo: mozna się pocieszyć angielskimi realiami.
1. test na hormony tarczycy - dzień po porodzie. Z piętki, och, wiemy jak bardzo wiarygodny, prawda? Nastepny po roku, potem po 2 latach, jeśli wszystko ok. A jak wiemy, "ok" znaczy tsh mniej do 10 . To że Viola miała test w maju, jak skończyła 6 miesięcy, kosztowało mnie parę awantur i w końcu nawymyślanie objawów, które Viola rzekomo miała . Wyników nie poznałam nigdy, zawsze słyszałam, że są "normal". Pierwszy raz w życiu gadałam ze ścianą i to nie jedną...
2. Żeby pobrać krew trzeba jechać do szpitala. My mamy około 40 km.
3. Nikt nigdy nie zbadał Violi moczu ani kału. Dopiero w Polsce wykryto bakterię coli w moczu, toksyny bakterii beztlenowych w kale. Mieliśmy antybiogram, około 20 antybiotyków pasowało. Bylismy w 4 aptekach i zadnego nie mieli. Tu w aptekach trzymają 3- 4 różne antybiotyki...
Zgodzili się zrobic badania kontrolne po wybraniu leku, na wynik moczu czekalismy 3 tygodnie, kału miesiąc, oczywiście wsz ok, a mocz Violi nadal pachnie rybą, wiadomo jak trudno coli wybić... Prześwietlenie nerek mamy na 11 listopada, infekcję wykryto w lipcu!
4. Nigella miała problem z bioderkami, ma krótszą nożkę, na prześwietlenie czekaliśmy pół roku.
5. Od urodzenia Viola ma zablokowane kanaliki łzowe, ropa jej ciurkiem leciała, kazali czekać aż skończy rok bo samo się na pewno odblokuje. Cysternę soli fizjologicznej zuzyłam na odblokowywanie. Teraz mamy wyznaczony zabieg na 13 listopada...
6. Viola ma "glue ear", po polskiemu chyba przewlekłe wysiekowe zapalenie ucha, czyli płyn w uchu, który uposledza jej słuch, nie chcą operować bo za małe kanaliki słuchowe... Dostalismy aparaty słuchowe, których Viola nie chce nosic za żadne skarby a jak juz uda się załozyc to Nigella jej wyciągnie. Na moją sugestię, ze ten płyn w uchu może uszkodzić ucho wewnętrzne pan dr odpowiedział ze od lat się z tym nie spotkał
7. Od tygodnia dziewczyny są chore, oczywiście Viola znosi wszystko gorzej, ja ja diagnozuję na zapalenie oskrzewli, ma wszystkie objawy, i gorączkę do 40 stopni w nocy, nie spi, nie je, charczy, dusi się, nie4 może oddechu łapać, swiszczy itd. Trzy noce było tak źle że wiezliśmy ją na pogotowie, gdzie musiałam prosić zeby zbadali ją na gołe ciało a nie przez piżankę i 3 razy nie zajrzeli jej do gardła nawet... dopiero jak naciskałam. mam jej dawać paracetamol, nie przegrzewać i wietrzyć pokój. W życiu nie słyszeli o odciaganiu gilów z nosa, mysleli że dziecko torturuję...
_________________ Mama bliźniaczek: Violi z zD i Nigelli (20. 08. 2007)
"It's ok not to be ok".
Agata wiem co to bezsilnosc i wscieklosc na lekarzy jeszcze nie tak dawno to pisalam
Jakby Leni w koncu nie zdiagnozowali- to chyba wrocilibysmy do Polski...
Jedynie to moge Cie tak pocieszyc
Jak juz wczesniej Ci pisalam, to faktycznie do Polski masz w miare blisko. Wiem, ze ciezko z kazdym badaniem tam leciec i z chorym dzieckiem tymbardziej... no ale przynajmniej wyniki mozna skonsultowac z kims kompetentnym w Polsce.
Agata zycze Wam duzo sily i wytrwalosci...
_________________ Iwona mama Leny 5,5 (zD) i Filipa 6,5 lat (PDD)
Pomogła: 11 razy Wiek: 45 Dołączyła: 07 Paź 2007 Posty: 9200 Skąd: Gillingham, Anglia
Wysłany: 2008-10-11, 00:46
Dzięki, Ika!
Jeszcze 2 punty i podsumowanie wypociłam ale mi zżarło przy wysyłaniu, zakątkowy error znowu zaszalał. Nie mam siły już pisać od nowa. Konkluzyjka jest taka, żeby moja smutną wypowiedź wydrukować, powiesić na lodówce i zaśmiać się w odpowiedniej chwili, czyli kiedy wydaje wam się że z polską słuzbą zdrowia źle się dzieje...
_________________ Mama bliźniaczek: Violi z zD i Nigelli (20. 08. 2007)
"It's ok not to be ok".
Agata
Powoli powoli, moze poszukaj bezposrednio endokrynologa, a nie kogos kto skonczyl inny kierunek.
A mialas wydrukowany artukul ktory wkleim magura?? tu jest
moze to pomoze??
$0 kilometrow to duzo i malo...ja jezdzilam z nad morza do warszawy, krakowa, wroclawia -bo byli specjalisci.
Najdalej w Niemczech....
Bo nie zadawalalam sie jedna opinia, bo specjalista wedlug mojej oceny widzial Zd a nie dziecko...
Bo NFZ potrzebowal konsulacji innych konsultantow itp... powodow bylo duzo.
Jadowniki to tez drugi koniec polski podroz zajmowala pociagami i pksem do 17 godzin .
A moze inny duzy szpital, osrodek akademicki??
PS do szpitala na badania specjalistyczne mamy tez 40 kilometrow
Pod nosem dorazna pomoc, do lekarza jezdze 30 km, bo wedlug mnie ma doswiadczenie i slucha....i np dzis nie zapisal nam antybiotykow, tylko wysluchal co ja mam do zaproponowania i stwierdzil ze to bedzie lepsze...
Czyli inhalacje z zabronionego mucosolvanu, wyciag z grejfruta, echinacei, tabletki do ssania...i doraznie paracetamol.
Pomogła: 11 razy Wiek: 45 Dołączyła: 07 Paź 2007 Posty: 9200 Skąd: Gillingham, Anglia
Wysłany: 2008-10-11, 01:01
Ja nie mam problemów żeby jechać daleko do specjalistów. Tylko marudzę, że nawet na pobranie krwi, że nie mogą tego w przychodni zrobić. Że tu mi prawie groziło zawieszenie praw rodzicielskich jak powiedziałam że SAMA lewatywę Violi zrobiłam. Naprawdę - health visitor mi tak doradziła, żebym nikomu nie mówiła, że zrobiłam lewatywę bo moge mieć problemy, pracownika socjalnego na karku itp...
_________________ Mama bliźniaczek: Violi z zD i Nigelli (20. 08. 2007)
"It's ok not to be ok".
Kochana a mnie rozwala dawanie lekow w opakowaniu np. antybiotyku z krotka notka naklejona jak brac..a ulotki co jak nie ma.
Wiec sie zaopatrzylam...w ksiazki medyczne / taka przypadlosc po marzeniu o medycynie/.
Jak cos to w listopadzie moze uda mi sie Ciebie zaopatrzyc
Wysłany: 2008-10-20, 05:26 Polskie dzieci są pozbawione właściwej opieki medycznej
Cytat:
Polskie dzieci są pozbawione właściwej opieki medycznej
Ryzyko śmierci dziecka jest o 40% większe, niż w innych krajach Unii Europejskiej - ostrzega "Dziennik". Gazeta, powołując się na opinie pediatrów, pisze, że nie dostają one szczepień ochronnych, które są od dawna normą w zachodnich krajach, czekają w znacznie dłuższych kolejkach do lekarzy specjalistów, a ich choroby są często wykrywane zbyt późno.
Pediatrzy alarmują, że ryzyko śmierci dziecka jest w Polsce o 40% większe niż w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Zdaniem specjalistów podstawową przyczyną tak fatalnej sytuacji jest utrudniony dostęp najmłodszych Polaków do lekarzy pediatrów. Na dodatek w Polsce żadna instytucja nie prowadzi regularnych badań kontrolnych dzieci.
Specjaliści z Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego zwracają uwagę, że nawet jeśli lekarz rodzinny szybko wyśle dziecko do specjalisty, to jeszcze wcale nie oznacza, że maluch od razu zacznie leczenie. Bo w kolejkach do specjalistów czeka się miesiącami.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum