FB Portal   Downoteka   "Nowe" forum   Użytkownicy   Statystyki   Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj


Poprzedni temat «» Następny temat
Błędy lekarskie
Autor Wiadomość
mm 
trajkotek


Dołączyła: 20 Maj 2009
Posty: 1656
Wysłany: 2009-10-06, 13:54   

Ja też doszłam do takiego wniosku. I nie chodzi mi już teraz o lekarza ginekolga, który podobno ma opinię świetnego diagnosty. Myślałam o zaskarżeniu do Izby Lekarskiej lekarza z Oddziału zakaźnego, który leczył Piotra na zapalenie opon mózgowych. Do leczenia podszedł standartowo tak jak zdrowego dziecka a nie z wadą serca. kilka razy na oddziale zakaźnym prosiłam o konsultację kardiologa i kilka razy mi odmówiono. Wynik leczenia opon był taki, że musiałam na własną rękę szukać dla Piotra Oddziału kardiologicznego w innym szpitalu, ponieważ zebral się płyn w worku osierdziowym, puścił banding (w ciągu 12 godz. wlali mi 500 ml soli fizjologicznej bez precyzyjnego dozowania, tak poprostu poprzez kroplówkę), powiększone były nerki i wątroba a potam jak się okazało na oddziale zakaźnym zarażony został rotawirusem. Został poprostu przelany i pojawiły się dalsze komplikacje Lekarz we Wrocławiu, który analizował dokumenty z dotychczasowego leczenia, powiedział krótko: "pani wybaczy ja też jestem lekarzem ale to leczenie zostało źle poprowadzone. Dalsze powikłania były wynikiem źle poprowadzonego leczenia opon mózgowo-rdzeniowych. Rozmawiałam z rzecznikiem praw pacjenta. Powiedział mi, że jak najbardziej mam podstawy do zaskarżenia, ze powinnam ten przypadek opisac w prasie ku przestrodze innych. Zrezygnowalismy jednak z tego bo tak jak Beatka pisze po co rozdrapywać rany i nie ma takiego zadośćuczynienia, które by nas satysfakcjonowało. Mój mąż zwrócił jeszcze uwagę na jeden fakt: jeżeli prokurator się tą sprawą zainteresuje i zarządzi przeprowadzenie sekcji zwłok. A to by było już nazbyt trudne. Także chyba jest lepiej przeprowadzić sobie taki rachunek zysków i strat.
_________________
mama aniołka Piotrusia
(ur.9.12.2007r - 1.02.2009r), Agatki (ur.20.05.2003r.) i Marietty (ur.14.03.1991r)
"Nie ma sytuacji bez wyjścia.
Kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno."
ks. Jan Twardowski
 
 
kabatka 
admin
Założyciel forum i Stowarzyszenia "Zakątek 21"


Pomogła: 1 raz
Wiek: 47
Dołączyła: 28 Wrz 2006
Posty: 14639
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-10-06, 14:18   

O ile zaskarżanie ginów w kwestii niewykrycia zespołu Downa podczas badania USG uważam za bezzasadne, bardzo łatwe do obalenia itp. - o tyle już będąc w Waszej sytuacji mm, pewnie poszłabym do sądu. Po prost nie dało by mi spokoju, że nie doprowadziłam sprawy do końca, że inne dzieci mogą też być źle leczone itd. Oczywiście każdy z nas jest inny - nie wydaje mi się, abym była jakoś bardzo walcząca, ale zrobiłabym to dla siebie. Kubuli to by nie zwróciło, ale ja psychicznie czułabym się lepiej.

Od razu przypomina mi się sytuacja iwusiak, której córeczka też nie żyje w wyniku najprawdopodobniej właśnie błędu. Fakt, szczęście w nieszczęściu, że sekcja została zarządzona przed pochówkiem, więc nie było traumatycznego na pewno przeżycia ekshumacji i ponownej sekcji :-?
Kuba nie miał sekcji - po prostu śmierć nastąpiła z przyczyn komplikacji pooperacyjnych, nie miałam absolutnie żadnych zastrzeżenień, że czegoś ktoś nie zrobił albo zrobił źle. Sekcja mogła mi tylko powiedzieć, że przestała działać żyła lewa albo wysiadła tętnica jakaś tam. Ta wiedza nie była mi potrzebna. W każdej innej, kiedy miałabym wątpliwości - sekcja by była, po prostu w innej sytuacji chyba nie poradziłabym sobie z żałobą, cały czas bym wyrzucała sobie, że czegoś nie zrobiłam albo czegoś nie wiem :-(

A już tak globalnie - w necie pełno jest opisów np. w kwestii porodów (akurat jestem na fali :roll: ), że jakiś lekarz chamsko się odzywał, ktoś bez zgody przebił pęcherz płodowy, podał coś tam. Dziewczyny wylewają żale w necie i co - nic z tego nie wynika! Takie sytuacje trzeba właśnie zgłaszać na piśmie jako skargi do dyrekcji szpitala. Aby był ślad złego traktowania. Niestety, najczęściej po fakcie, po porodzie w tym przypadku, dziewczyny nawzajem się nakręcają, tylko to do niczego pozytywnego nie prowadzi :-(

Zresztą podobną sytuację obserwuję na forum trochę w innym temacie :maruda: Otóż wątek :arrow: Orzeczenie o niepełnosprawności zawiera co najmniej kilkanaście opisów asurdalnych komisji. :arrow: Stowarzyszenie Graal chce działać, nie dopuszczać do takich komisji, spróbować zmienić prawo. Chcieliśmy w tym pomóc. Wydawało się to proste. Przecież te historie są. I co? Ano nic - dostaliśmy jeden opis komisji i tyle :-(
_________________
Monika, mama anielskiego Kubuli z zD (ur. 18.09.2005 - zm. 31.07.2006) , Ninki (ur. 16.02.2010 r.) i Lilki (ur. 4.02.2014 r.)
 
 
izab 
nawijacz

Dołączyła: 17 Sie 2008
Posty: 651
Wysłany: 2009-10-06, 19:02   

Mm rozumiem Ciebie :cry: ,sekcja :nie: ,ale z drugiej strony ,to co spotkało wasze maleństwo może spotkać i inne,bo przecież nie odpowiedzialni lekarze dalej pracują !Tu nawet niemożna mówić o zyskach i stratach ,ani o sprawiedliwości ,ale o przestępstwie!Ich lekceważenie doprowadziło do tragedii!A może z ich winny właśnie umiera kolejny człowiek?!
 
 
Artur21 
złotousty


Pomógł: 1 raz
Wiek: 52
Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 2709
Skąd: ...z lodówki
Wysłany: 2009-10-06, 19:36   

Zgadzam się w pełni z Kabatką- nic dodać...Dziewczyny podziwiam Was...
_________________
Pozdrawiamy całym zespołem- Magda & Artur & Franek 31.08.2009 oraz Antek 09.10.2011
 
 
mm 
trajkotek


Dołączyła: 20 Maj 2009
Posty: 1656
Wysłany: 2009-10-07, 13:40   

Moniko!
Uwierz mi setki razy zastanawiałam się nad możliwością zaskarżenia szpitala. Ale myślę sobie, że jest jeszcze we mnie za dużo bólu, cierpienia i żalu. Po śmierci Piotra moja rodzina, moje małżeństwo przeszły bardzo trudne chwile. Z trudem udaje nam się ocalić promyki zwykłego, normalnego życia. Te powroty do odzyskania spokoju, zapomnienia są bardzo trudne. Czytałam książkę amerykańskiej psycholog o powrocie nadziei po stracie dziecka i ona pokusiła się o badania statystyczne dot. rozwodów po stracie dziecka.. Okazuje się, że jest to bardzo częste zjawisko. Nas na szczęście los oszczędził i wierzę, że wszystko, co podlega nieubłaganej statystyce, jest jednak w ręku Boga. Wciąż towarzyszą nam emocjonalne wzloty i upadki. Mój mąż przeżywa w inny sposób żałobę jak ja. Choć całą „nasza drogę krzyżową” przeszliśmy razem. Oboje braliśmy zwolnienia lekarskie. Prze cały pobyt w szpitalach byliśmy razem. Były momenty, że byliśmy bardzo zmęczenie pobytem w szpitalu i cała tą sytuacja i puszczały nam wtedy nerwy. Nie mieliśmy gdzie rozładować naszych emocji więc złościliśmy się na siebie. Było ciężko ale mój mąż zdał świetnie egzamin z bycia ojcem i mężem. Gdy było bardzo ciężko zmieniał mnie w nocy przy Piotrze i robił przy nim wszystko.. W naszych duszach jest wciąż wiele mrocznych i obolałych zakamarków. I myślę sobie, że jeszcze nie jestem gotowa, aby od nowa przeżywać to wszystko, dzień po dniu, fakt po fakcie. Choć wewnętrznie czuję, że jestem to winna Piotrowi. Zdaje sobie sprawę, że konieczna byłaby konfrontacja z lekarzami. W małym mieście środowisko lekarzy jest bardzo hermetyczne i zamknięte. Z jednej strony ja, nie mająca wiedzy medycznej, płaczliwa i rozemocjonowana a drugiej specjaliści, rutyniarze. Rzeczniczka praw pacjenta powiedziała mi, że zadośćuczynienie musi być wymierne i może być tylko w formie finansowej. Ja tych pieniędzy nie potrzebuję. Nie jest mi potrzebny jakiś przybajerowany samochód czy nowy dom. W obliczu cierpienia, wszystkie codzienne troski, pomnażenie wartości materialnych i drobne sprzeczki wydają się czymś śmiesznym. Mogłabym te pieniądze przekazać np. na jakiś plac zabaw. Tak jak zrobiła to moja koleżanka ufundowała plac zabaw przy Klinice Hematologii. Ale w tych okolicznościach mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. Może to zbyt egoistyczne ale pragnę jeszcze unikać trudnych sytuacji, jestem jeszcze zbyt zdruzgotana stratą Piotra. Zdaję sobie sprawę, że w tych okolicznościach moje spostrzeżenia co do decyzji podejmowanych przez lekarzy mogą być zbyt subiektywne. Nie jestem jeszcze gotowa, aby nawet tu, to wszystkiego dokładnie opisać. Mam tylko wewnętrzne przekonanie, że myślę słusznie. Mam na to słowa 2 lekarzy, którzy pewnie nie powtórzą tego publicznie co mi powiedzieli tylko w oczy. Jednym z tych lekarzy był dr Gruszka z Wrocławia. Myślę, że jest to wysokiej klasy specjalista, ponieważ jest odpowiedzialny za przygotowanie dzieci do przyczepów wątroby. I on mi powiedział, że leczenia zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych u dziecka z zD, kardiologicznego nie poprowadziłby w ten sposób. Drugim lekarzem jest kardiolog prowadzący przez rok Piotra .w Zielonej Górze. Kilkakrotnie mi odmawiano na Oddziale jego konsultacji, tłumacząc się brakiem limitów. Nadmieniam, ze jest to jedyny dziecięcy kardiolog w Ziel-Górze. Lekarz z prawdziwą pasja i powołaniem. Był wtedy 27 grudnia koniec roku. Dopiero jak diagnosta wykonując USG jamy brzusznej, sięgnął wyżej, zauważył płyn w osierdziu. Kardiolog został wezwany do szpitala późnym wieczorem w celu wykonania echa serca. Powiedział mi wtedy: „proszę dziecko jak najszybciej stąd zabrać”. Po śmierci Piotra byłam u niego z podziękowaniem za serce, za opiekę. Długo rozmawialiśmy. Zapytałam go się wtedy „ panie doktorze źle było poprowadzone to leczenie”? On mi odpowiedział tylko „dlatego pani powiedziałem Piotr nie może tu zostać do rana”. Lekarze z Oddziału po tym badaniu zaczęli mi odmawiać wszystkiego. Nie użyli swoich kanałów, aby załatwić miejsce na Oddziale kardiologii w innym szpitalu, karetki itp.. U nas nie ma takiego Oddziału. Zrobiłam straszną awanturę, zastosowałam szantaż. Na rano był helikopter. We Wrocławiu p. dr Kukawczyńskiej udało się uniknąć odbarczania serca. Zastosowała farmakologię. Udało się. Ale pojawiły się inne powikłania. Może tylko napisze kilka suchych faktów, bo być może się mylę. Wielu tu mam zna organizację pracy na Oddziałach szpitalnych. Przy leczeniu zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych u dziecka z ZD i jeszcze z innymi wadami towarzyszącymi: do podawania antybiotyków nie były używane pompy infuzyjne, początkowo to była penicylina potem włączona została wankomycyna. Myślę, że brak precyzyjnego dawkowania spowodował, że ta sama dawka leków podawana była w różnym czasie a przecież antybiotyki mają różny czas rozkładu. Niektóre leki podawane były tak po prostu z ręki, dożylnie. Nie było żadnego monitoringu parametrów. Ostatnia noc przed wylotem do Wrocławia była bardzo ciężka. Lekarz dyżurny był bezsilny, wezwał anestezjologa z R-ki i ten puls mierzył zegarkiem na dotyk. Nie był prowadzony bilans żadnych płynów. Ja sama zwracałam lekarzowi na to uwagę. A on mówił nie ma takiej potrzeby. 31 grudnia Piotr miał wykonywany zabieg po narkozą wkłucia do tętnicy udowej (trwało to 2,5 h, we Wrocławiu ten sam zabieg 15 min). Wkłócie było 2-kanałowe. Wieczorem okazało się, że jeden kanał jest niedrożny, więc lekarka dyżurna zleciła podanie 500 ml soli fizjologicznej dla podtrzymania drożności rurki. Sól podana była tak jak to umożliwiał przepływ kroplówki. Chwilami to był przepływ max. Rano dziecko spuchło. Bo do tej pory leczenie właściwie szło w dobrym kierunku. Zaczęły się problemy z nerkami, wątrobą, krążeniowe, wydolnościowe. Jeszcze wtedy wciąż odmawiano mi konsultacji kardiologa. Możliwe to było dopiero 12 grudnia. Przez 12 dni organizm musiał sobie radzić z takimi trudnymi warunkami. Obciążone nerki, wątroba, przy ciężkiej wadzie serca. No i banding puścił. Na wiele z tych faktów nie mam dowodów. Mam tylko wypis ze szpitala. Jestem pewna, że w dokumentacji medycznej nie pozostał żaden ślad po tych zdarzeniach.
Co do opisania w prasie, tak jak mi radziła rzeczniczka, pod zmienionymi inicjałami to myślę, że byłoby to możliwe. Zastanawiam się tylko jaka to miała być prasa i komu by to miało służyć. Uważam, że nasza prasa lokalna nie jest do takiego artykułu odpowiednia. Ludzie, gdzieś między ogłoszeniami towarzyskimi, przy kanapce, czy kawie, mieliby czytać naszą historię . :mur: :
_________________
mama aniołka Piotrusia
(ur.9.12.2007r - 1.02.2009r), Agatki (ur.20.05.2003r.) i Marietty (ur.14.03.1991r)
"Nie ma sytuacji bez wyjścia.
Kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno."
ks. Jan Twardowski
 
 
kabatka 
admin
Założyciel forum i Stowarzyszenia "Zakątek 21"


Pomogła: 1 raz
Wiek: 47
Dołączyła: 28 Wrz 2006
Posty: 14639
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2009-10-07, 13:53   

mm, najważniejsze jest to:
Cytat:
Mam tylko wewnętrzne przekonanie, że myślę słusznie.


Ważne, aby być w zgodzie właśnie ze sobą. Ja opisałam, co ja bym zrobiła, bo inne postępowanie po prostu nie byłoby zgodne z moim wewnętrznym przekonaniem. Tu nie chodzi o szarpanie się i słuchanie rad wujka dobra rada. Tylko o nasz wewnętrzny spokój :*
_________________
Monika, mama anielskiego Kubuli z zD (ur. 18.09.2005 - zm. 31.07.2006) , Ninki (ur. 16.02.2010 r.) i Lilki (ur. 4.02.2014 r.)
 
 
izab 
nawijacz

Dołączyła: 17 Sie 2008
Posty: 651
Wysłany: 2009-10-07, 14:52   

Mm :npocieszenie:
 
 
anna30 
złotousty
członek Stowarzyszenia


Pomogła: 10 razy
Wiek: 44
Dołączyła: 01 Lip 2009
Posty: 5716
Skąd: dolnośląskie
Wysłany: 2009-10-07, 23:31   

MM!
Masz trzy lata na zgłoszenie sprawy i na rozpoczęcie postępowania. Jeśli przed upływem tych trzech lat znajdziesz siłę na walkę, to walcz. Zadośćuczynienie? Owszem, finansowe, możesz z nim zrobić co chcesz, pieniądze nie są ważne. Ważne jest pokazanie konowałom - uważajcie, nie jesteście bezkarni... Niestety taka sprawa łączy się raczej na 100% z sekcją Piotrusia... Zrobisz jak Ci serce podyktuje. Wiedz tylko, że cokolwiek postanowisz, to są osoby, tu, w Zakątku, które Cię wspierają. Teraz to wszystko jest jeszcze swieże i nie wiadomo, czy te rany wogóle sie zabliźnią. Całym sercem i duszą jestem z Tobą i wierzę, że kiedyś, nie dziś, nie jutro, nawet nie za rok, ale odzyskasz równowagę.

A jeśli chodzi o walkę, to ja idę do sądu...
Mój ginekolog chyba już o tym wie :evil2: . I nie chodzi mi o ZD Magdy - nie będę się procesować o jeden chromosom ;-) Chodzi mi o wadę serca, ubytki, których wg. kardiologa tylko ślepy by nie zauważył. O sam poród - ekspresowe 1,5 godziny bez bóli, za to z zakleszczoną pod spojeniem łonowym główką dziecka (prawdopodobnie efekt zbyt dużej dawki oksytocyny - oceni biegły). Magda, dosyć, że ma słabe serce, to jeszcze przeszła drogę przez mękę gdy przychodziła na świat. To, że sie wogóle urodziła żywa zawdzięczam tylko dwóm położnym, które dosłownie wycisnęły Ją ze mnie. I kolejna sprawa - po tak ekspresowym porodzie byłam porozrywana w drobny mak, dwukrotnie łyżeczkowana, krwotoki itp. Po sześciu dniach trafiłam z Madzią na kardiologę, nie dostałam wypisu, bo nie było czasu, ale pytałam ginekologa - są jakieś zalecenia dla mnie? Nie, nie, z Pania wszystko ok. Na kardiologii stres robił swoje, nie zwracałam uwagi, że boli, że krwawienie zamiast ustępować nasila się. Adrenalina pozwalała mi myśleć tylko o dziecku. Owszem, czułam sie nienajlepiej, ale nie było czasu się nad sobą rozczulać. Z resztą przecież twarda jestem! Po wyjściu z kardiologii dostałam wypis z położniczego - czytam - min. anemia, cały rząd zaleceń, leków (w tym antybiotyki) itp. w zwiazku ze znacznym ubytkiem krwi po porodzie i późniejszymi krwotokami. W sumie krwawiłam przez 8 tygodni. Dopiero jak miałam pewność, że Magda przeżyje, mój organizm się poddał - zastrajkował. Jednej nocy zabrała mnie karetka - do szpitala, w którym rodziłam... Nawet usg mi nie zrobili, dali tylko antybiotyk. Ja z krwotokami, biała jak ściana, ponad 40 st. gorączki. Nie zostawili mnie na oddziale, bo nie widzieli powodu. Wróciłam do domu, pojechałam prywatnie do ginekologa - zrobił usg, złapał się za głowę. Powiedział tylko, że takiego sy...u dawno nie widział. Wyciagnął mnie z tego, ale na chwilę obecną pewności nie mam, że będę mogła jeszcze mieć dzieci. Mam nadzieję, że tak, badania to pokażą. I za to odpowie mi ginekolog i szpital. Plus jeszcze za to, ze Magda dopiero w 6 dobie na kardiologię trafiła, choć szmery nad sercem było słychać od 2 doby. EKG i RTG podobno wyszło ok, tak twierdziła neonatolog. Ja zaś na opisie RTG czytam - "...widoczny cień...powiększona sylwetka serca"... I z tego co się orientuję ,to przy wspólnym kanale EKG raczej nie wychodzi poprawnie. Ale widocznie Pani doktor nie umiała tego przeczytać! Dodam fakt, że na oddziale, dość przepełnionym, leżałam cały czas sama w sali i dosć dobitnie mi dawano do zrozumienia, iż z racji urodzenia "takiego" dziecka sama na sali pozostanę. A moje dziecko przez kilka pielęgniarek traktowane było jak człowiek gorszej kategorii. Dopiero ostra interwencja mojego męża pomogła - przynajmniej przynosiły mi Ją do karmienia.
Nie wspomnę o tym, że znajoma, która rodziła kilka dni po mnie, miała robioną cesarkę niemal "na żywca". U trzech kobiet tego dnia nie zadziałało znieczulenie - podobno wadliwa seria. Szkoda, że nie mam z Nią kontaktu. Nie rozumiem, dlaczego tego nie nagłośniła. I nie jest to wyssany z palca mit spanikowanych po cesarce kobiet - pielęgniarka, która była przy zabiegach to potwierdziła.
Nie wiem, czy coś zdziałam, prawnik ( z najbliższej rodziny, więc nie naciągacz ;-) ) twierdzi, że powinnam walczyć. Żeby ginekolog przestał być rutyniarzem, neonatolog się dokształcał, a kilka pielęgniarek zmieniło zawód (który podobno wykonują z powołania!). A jesli przy okjazji uda się wywalczyć zadośćuczynienie finansowe, to tym lepiej - wszystko przeznaczę na rehabilitację Magdy. Należy Jej się to po tym co przeszła.

Może przesadzam, może zbyt emocjonalnie do tego podchodzę, ale mam już dosyć uczestniczenia w procederze "odwalania" swojej roboty przez niektórych lekarzy. Ten zawód wymaga poświęcenia, wyczucia i ciągłego dokształcania, a nie rutyny i "roboty na odwal". Tu nie chodzi o krzywo uciętą deskę tylko o ludzkie życie i zdrowie. Nie wiem, czy gdybym znalazła się na miejscu MM, to też bym była taka harda. Pewnie nie, nie po takiej tragedii. Ale teraz jestem zdeterminowana. Powoli szykuje sie na atak, precyzyjny. Zobaczymy, czy wogóle cos wskóram.
_________________
Ania-mama Madzi z zD-Pyzatego Aniołka, Paulinki z zD (13) i Jerzyka (9)
.............................................................................
"Gwiazdy są piękne, ponieważ na jednej z nich istnieje kwiat, którego nie widać. " A.de Saint-Exupery
 
 
mm 
trajkotek


Dołączyła: 20 Maj 2009
Posty: 1656
Wysłany: 2009-10-08, 14:52   

Aneczko!
Miałaś traumatyczne przeżycia to fakt. Jeżeli czujesz się na siłach to walcz kochana. Twoja motywacja jest zupełnie inna jak moja. Ważne jest jeszcze to czy masz wsparcie w rodzinie. Bo przejście przez ten koszmar samotnie jest dodatkowym utrudnieniem. Masz rację lekarze czują się bezkarni. Nic i nigdy nie zwalnia lekarza od myślenia. "Były takie procedury"? To takie same tłumaczenie jak "Wykonywałem tylko rozkazy". Procedury bywają złe, może ich wcale nie być a jeżeli są , to na pewno nie mogą przewidzieć wszystkich możliwych sytuacji. Najprościej byłoby przeprosić, ale nikt nie czuje się winny, bo wszystko odbyło sie zgodnie ze standardami szpitala, gdzie pacjent, to jednostka chorobowa i nie ma czasu na fanaberie... Szkoda, że przyjście na świat Twojego pierwszego, upragnionego dziecka związane jest z takimi bolesnymi wspomnieniami. Wtedy kiedy bardzo potrzebna byłaś Magdzie, sama czułaś sie fatalnie . Pamiętam jak będąc z Piotrem w szpitalu, nadmiernie dbałam o własne zdrowie. Bo jeżeli ja bym zachorowała to pielęgniarkom bym go nie powierzyła pod całodobową opiekę.
U mnie rozwiązanie problemu chyba nasunęło się samo. Wczoraj przypadkowo spotkałam się z koleżanką. I ona opowiedziała mi historię rodziców zmarłej, niedawno dziewczynki, którzy obecnie są w trakcie rozpraw sądowych. Oczywiście na początku nie odbyło się bez ekshumacji. Co dla rodziców było traumatycznym przeżyciem. Sprawa toczy się od pewnego czasu. Obecnie została przekazana do sądu w Poznaniu. Tam po prostu przedstawiciele szpitala nie stawiają się na rozprawy. Jest coś w rodzaju odbijania piłeczki. Kosztowało to tych rodziców strasznie dużo, emocji, stresu, łez i nadal nie ma żadnych wiążących rozwiązań. Szpital na świadczenie usług zawiera umowę z NFZ. I NFZ jest również w takim przypadku stroną. NFZ zatrudnia sztab, żądnych sukcesów prawników.
U mnie jest jeszcze jedna kwestia. Mój mąż absolutnie nie wyraża zgody na takie posunięcia. Wyżaliłam się tu i tak raczej pozostanie.
_________________
mama aniołka Piotrusia
(ur.9.12.2007r - 1.02.2009r), Agatki (ur.20.05.2003r.) i Marietty (ur.14.03.1991r)
"Nie ma sytuacji bez wyjścia.
Kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno."
ks. Jan Twardowski
 
 
sylek868 
mruczek


Wiek: 37
Dołączyła: 16 Lip 2011
Posty: 154
Wysłany: 2011-12-01, 12:03   

Wiecie co czytam wasze posty i powiem szczerze też myślałam o oskarżeniu mojego ginekologa tylko ja jestem pewna,że to błąd lekarski po prostu nie dopatrzył się.Ja miałam przeciwciała we krwi i co 3 tygodnie moja krew była wysyłana do Warszawy,bo było duże podobieństwo,że te przeciwciała gdy wzrosną mogą zabić moją córeczkę,badanie prenatalne zlecona co 3 tygodnie,sprawdzanie przepływów w główce,na usg mam,że serduszko jest w porządku,a jak się okazało jest niedomykalność komory.zostałam wysłana do Warszawy,bo tam niby mieli lepszy sprzęt i na usg też wszystko w porządku.Sam mój ginekolog jak przyszedł do mnie był w strachu i powiedział,że sam nie może w to uwierzyć bo miałam tyle badań robionych,że w którymś coś by było widać zaczął jeszcze raz przeglądać wszystkie moje usg kość nosową widać wszystko jest na usg w porządku,potem zaoferował mi pomoc w zrobieniu w przyśpieszonym terminie kariotypu,żebym nie czekała(ale nie skorzystaliśmy),a potem jeszcze dodał,że żadne usg nie jest 100%. Bał się widziałam to w jego oczach.
 
 
grażyna 
złotousty


Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 15 Cze 2007
Posty: 6849
Skąd: z Lipówki
Wysłany: 2011-12-01, 12:41   

Niby czego się bał? Nie rozumiem, więc twierdzicie, że lekarza można pozwać, bo na usg nie wypatrzył zD? Przecież powiedział prawdę, że żadne usg nie jest na 100%. Chciał Wam pomóc w przyspieszeniu kariotypu, to chyba w porządku gość.

Błąd w sztuce, to może być jak pielęgniarka podłącza pusty wężyk z powietrzem do pompy lub lekarka kładzie dziecko bezpośrednio po wyjściu ze stanu zagrożenia życie na sali z dzieckiem zarażonym salmonellą. Jak inna lekarka podaje dziecku furosemid a nie daje potasu ani nie kontroluje jego poziomu w organizmie co doprowadza do jego wypłukania i zatrzymania krążenia.
_________________
mama Anety z zD(34l)
Zakątek Anety
 
 
sylek868 
mruczek


Wiek: 37
Dołączyła: 16 Lip 2011
Posty: 154
Wysłany: 2011-12-01, 13:01   

Za dużo tych ich błędów i szkoda,że nie mówią tego zanim namawiają nas na badania za które płaci się nie małe pieniądze,więc jaki sens jest robienia badań po za kasą chorych i wady serca nie widział na papierku mam nie ma wady serca,żadnych niepokojących zmian.
 
 
dorota3 
trajkotek
JULCIA


Wiek: 51
Dołączyła: 26 Paź 2008
Posty: 2182
Skąd: Elbląg
Wysłany: 2011-12-01, 14:30   

Ja myślę Grażynko,że w sylek868 jeszcze dużo żalu i stad to wszystko...też rano przeczytałam ten post i to samo pomyślałam co napisałaś ale wstrzymałam się przed komentarzem ... :-)
_________________
Dorota mama Oli 24 lat , Julci ur(27.02.2008)z zd i Krzysia ur.23.07.2010.




https://www.facebook.com/julciakontrabialaczka
 
 
sylek868 
mruczek


Wiek: 37
Dołączyła: 16 Lip 2011
Posty: 154
Wysłany: 2011-12-01, 14:41   

Tak jest we mnie dużo żalu
 
 
grażyna 
złotousty


Pomogła: 9 razy
Dołączyła: 15 Cze 2007
Posty: 6849
Skąd: z Lipówki
Wysłany: 2011-12-01, 14:45   

A jak jak zwykle pisze bez zastanowienia :oops: . Sylek, ja już tak czasami mam ;-) . Może dlatego, że już ten okres mam dawno za sobą to pewne rzeczy odbieram zupełnie inaczej.
_________________
mama Anety z zD(34l)
Zakątek Anety
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xand created by spleen modified v0.4 by warna fixing Program do sklepu