Ostatnio zaczynam się zastanawiać czy moja Ania będzie mówić. Nie wiem już co robić, wszyscy rozkładają ręce, ma już skończone 4 lata a póki co "wypowiada się" bardzo niechętnie. Wiem, że może - czasami wyrwie się niechcący "daj" jak czegoś bardzo chce i nie pomyśli o tym że mówi, ale na prośbę żeby coś powiedziała wręcz się wścieka. A jak już coś się wyrwie, to pilnuje się bardzo później, żeby czasami nie powtórzyć. Próbowałam ją "zmusić", udawałam że nie rozumiem, (ostatnio doskonali pokazywanie i to jej wychodzi świetnie) - nie zyskałam nic prócz totalnego milczenia przez pół dnia, nawet sylaby nie powiedziała. Jest tak uparta i zawzięta że próba "zmuszania" do czegokolwiek przynosi wręcz odwrotny skutek. Na ostatniej wizycie nasza neurolog stwierdziła, że to może być już wygodnictwo - rozumie że jej to nie wychodzi, więc po co się starać?
Jak jest u Was? Może macie jakieś sposoby?
Pomogła: 3 razy Wiek: 44 Dołączyła: 25 Sie 2009 Posty: 2121 Skąd: Poznań
Wysłany: 2011-05-30, 22:32
To mnie wystraszyłaś.
Marceli też za nic w świecie nie chce powtarzać. Jakby się wstydził (moja mama mówi, że mój brat zachowywał się podobnie). Mówi teraz "da" zamiast "daj" i parę odgłosów zwierząt, auta, itp. Cofnął się z mową, bo już kiedyś ładnie mówił "mama" i "am" i jeszcze parę innych. Oby to tylko dlatego że zaczął chodzić. Gestów powtarza, ale raczej rzadko używa do komunikacji, no i w sumie nie zna ich zbyt wiele. Wprowadzam mu też trochę PCSów. Zdecydowałam się nie odrzucać komunikacji alternatywnej po tym jak widzę jak porozumiewa się Kasia - ona ma taką chęć do powtarzania wszystkiego, opowiadania o wszystkim i komunikacji, że zrozumiałam, że Marcelkowe możliwości raczej szybko nie pozwolą mu na komunikację werbalną, a jakoś jednak chcę się z porozumiewać. Oczywiście boję się, że to go rozleniwi, ale też rozumiem, że na razie Marceli nie ma możliwości mówić.
_________________ Ania, mama Marcelka z zD (2009) i Kasi (2010)
Pomogła: 14 razy Wiek: 60 Dołączyła: 11 Gru 2006 Posty: 16939 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-05-30, 22:44
Maks ma za chwilkę 6 lat. Powtarza samogłoski, chociaż ostatnio nie umie powiedzieć E, Czasem mówi mama, ostatnio jak Tomek przyszedł z pracy to wyskoczył z łóżka i powiedział tata. ...I to jest wszystko.Jak się bawi spontanicznie wychodzą mu jakieś sylaby.Ale jak do nas "przemawia" to cały się usztywnia i zwykle charczy...
Martwi mnie brak mowy u Maksa, ale z moich obserwacji różnych dzieci z ZD wynika, że wiele zależy od indywidualnych predyspozycji dziecka i zwykle nie wiele da się wypracować, jeśli dziecko tych predyspozycji językowych nie ma .
_________________ Dzieci groOszkòw
Marysia 36
Maciek i Kasia po 34
Marcin 31
Małgosia 29
Mateusz 25
Maksymilian 18 (17.06.2005)
Gosiu73, mam dokładnie ten sam problem co Ty. Czytając Twój post czułam się jakbyś opisywała moją Agatkę. Używa tylko słowa ''daj'' i to tylko wtedy jak chce pić. A i to woli pokazać butelkę, wziąć mnie za rękę i zaprowadzić do kuchni. Tak jak piszesz, sztuka pokazywania opanowana do perfekcji. Najlepiej wychodzi jej słowo "nie"("ne"), zwłaszcza, gdy proszę, by powiedziała "mama". Cieszę się, że poruszyłaś ten temat, bo już zaczynałam się martwić, że to tylko mój odosobniony problem. Tym bardziej, że nasz neurolog też wspomniał o wygodnictwie Agatki i zmuszaniu jej do mówienia. Dzięki
_________________ Beata- mama Michała lat 12, Mateusza lat 10, Patrycji lat 7 i Agatki z ZD (ur.17.09.2008)
Łukasz też nie chce powtarzać słów, On niczego nie chce powtarzać i naśladować. Choć chodzimy do logopedy, to mam wrażenie , że wyzwalanie "mówienia" u Łukasza następuje dużo wolniej niż u innych zespołowych dzieciaków. Wspomóc miała Integracja Sensoryczna. Czy wspomogła mowę? Chyba nie, tym bardziej, że logopeda nieustannie się dopytuje czy my na pewno chodziwy na SI"? Zasób słownictwa Łukasza ogranicza się do słów "mama", tata", daj", da-da", tuu","pi pi", "am", "ne","aaaaa",ti ti", "oooooo".
_________________ Ania, mama Łukaszka z ZD (ur. 14. 08. 2006r.), Sylwii(22l) i Szymona (19 l)
Pomogła: 14 razy Wiek: 60 Dołączyła: 11 Gru 2006 Posty: 16939 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-05-30, 23:16
Ja raczej nie uważam, żeby brak mowy u naszych dzieci wynikał z ich wygodnictwa.
Oni naprawdę mają duże trudności .
Czy któreś z nas myśli gdzie ma położyć język , żeby powiedzieć niezapominajka? Myślimy i po prostu mówimy.
U nich jest inaczej. Mózgi dzieci z zD wolno rosną ,mają uproszczony wzór ścieńczałych zakrętów mózgowych i bruzd i zmniejszoną gęstość neuronalną.
_________________ Dzieci groOszkòw
Marysia 36
Maciek i Kasia po 34
Marcin 31
Małgosia 29
Mateusz 25
Maksymilian 18 (17.06.2005)
Pomogła: 4 razy Wiek: 46 Dołączyła: 08 Lut 2008 Posty: 3037 Skąd: z domu
Wysłany: 2011-05-31, 07:06
Dziwne teorie z tym wygodnictweem. A jak niby zmusić dziecko do mówienia?
Ja się zgadzam z tobą Aniu. Mowa bierna jest przecież łatwiejsza do opanowania niż czynna. Dlatego nasze dzieci tak dużo rozumieją a tak mało mówią.
Myślę, że to dla nich też żadna przyjemność taka niemożność wypowiedzenia się. Niech pani neurolog czy logopeda tak spróbuje z wygodnictwa pomilczeć. Pewnie nie jednej dobrze by to zrobiło.
A te teorie o wygodnictwie tak się mają do rzeczywistości jak teoria sadzania dziecka z iepełnosprawnością ruchową na wózku.
Mam nie sadzać, bo przestanie chodzić.
Takie gadanie, zwłaszcza przez speców od rehabilitacji podnosi mi ciśnienie.
Przecież nasze dzieci nie robią nam na złość niemówieniem.
Jak widać kolejny mit to ten, że dzieci z z D na ogół mówią.
To "na ogół" własnie chyba pozwala na wygłaszanie takich teorii.
Cofnął się z mową, bo już kiedyś ładnie mówił "mama" i "am" i jeszcze parę innych.
No właśnie, u nas jest dokładnie to samo. Ania mówiła pięknie "mama" "tata" "baba" da (daj), "nie", nawet "ania" próbowała i to z całkiem niezłym skutkiem. Ale to się nagle cofnęło. Tak jakby jakaś blokada się gdzieś "zrobiła". W zabawie jak nie myśli o mówieniu potrafi powiedzieć wszystkie sylaby we wszystkich możliwych kombinacjach. Na prośbę - zacina się w sobie i im więcej naciskamy tym jest gorzej.
eelusiaa trajkotek Ela - mama anielskiej Izy, Adama, Nataniela, Maksa
Pomogła: 3 razy Dołączyła: 25 Sty 2007 Posty: 2352
Wysłany: 2011-05-31, 08:32
Tak sobie myślę, że ja nie zespołowa a jak mi się coś każe to też potrafię się zaciąć.
Nie mam dużego doświadczenia, ale uważam że jak dziecko mówiło to mowa będzie postępować. Mi od początku terapeuci mówili o regresach, że jak dziecko jest "pochłonięte" czymś nowym to dotychczasowe umiejętności zasypiają. Pamiętam też taką wskazówkę jednej z pierwszych logopedek (niestety nie mamy już z nią zajęć), że ważne jest żeby do dziecka mówić i nie wymagać powtarzania. oczywiście uzasadnienia takiego postępowania już nie pamięta. Sama wiem, że jest to trudne, ale staram się tego trzymać. Presja otoczenia nie jest niczym dobrym. Pamiętam też rozmowę z Megi od Jarka w Mrzeżynie o pracy jej logopedy z Jarkiem, właśnie mniej więcej więcej według tej samej zasady więc coś w tym jest.
Trzymam kciuki za wszystkie dzieciaki, żeby mówienie postępowało.
_________________ Ela, mama Adasia z zd ur. 31.08.2008 r., Izy 05.05.2006 - 10.05.2007 r., Nataniela, Maksymiliana, Amelii i Ani
Pomogła: 4 razy Wiek: 46 Dołączyła: 08 Lut 2008 Posty: 3037 Skąd: z domu
Wysłany: 2011-05-31, 09:02
My mówimy doBuśka, ma zajęcia z logopedą a mowa nie postępuje.
Wypowiada tylko kilka wyrazów: Tak, nie, mama, baba, i dalej ani rusz.
Kiedyś mówił np. am, a teraz przestał, więc rónie to z tym postępowaniem mowy bywa.
T u nie ma reguły.
Nati też nie spieszy się z mową
gdy proszę by powiedział MAMA, to mówi BABA, czasem uda mu się tylko powtórzyć MAMA. Mówi AM, CCC (czyli pić ), JACCCC (czyli jacie, ostatnio ma fazę na ten wyraz... ), BAM jak się przewróci albo czymś rzuci i kilka wyrazów dźwiękonaśladowczych: muu, buuu, au, itp.
Powtarza samogłoski, jak ma ochotę.. ale nie wszystkie. I to wszystko. Dużo miele językiem, takie chińskie gadanie, ale żadnych konkretów
Pamiętam też taką wskazówkę jednej z pierwszych logopedek (niestety nie mamy już z nią zajęć), że ważne jest żeby do dziecka mówić i nie wymagać powtarzania. oczywiście uzasadnienia takiego postępowania już nie pamięta. Sama wiem, że jest to trudne, ale staram się tego trzymać.
Sądzę, że teoria ta nazywa się..."zdrowy rozsądek+mądra miłość".
Odkąd Cyś pojawił się w naszej rodzinie wszyscy traktowali go jako jeszcze jedno dziecko z takimi samymi prawami choć czasami trochę mniejszą możliwością realizowania obowiązków. Te drugie oczywiście rosną wraz z wiekiem więc trzeba też dostosowywać obowiązki do jego możliwości ale nie może to oznaczać nie dawanie mu szansy na podejmowanie prób: nauka używania nożyczek? - dlaczego nie?; próba jazdy na rowerze? śmiało, jeśli tylko nogi na pedałach się utrzyma, w końcu rodzic też może pchać; chce na te wysokie drabinki choć przecież jest mały? - no to trzeba asekurować i dać mu poczuć, że nie utrzyma na razie swojego ciężaru ale przecież pierwsze stopnie są możliwe; rozmawianie z dzieckiem? - no przecież z innymi rozmawiamy (niektórzy nawet ze zwierzętami, licząc na szczerą interakcję) dlaczego nie z naszym małym zespołowcem?
Najważniejsze to: dawać wszystkim dzieciom (z zespołem czy bez) równe szanse, czyli i możliwości: spróbowania się, poczucia porażki. To dotyczy również mówienia. Rozmawiamy z Marcinkiem tak samo (może z większą ilością powtórzeń) jak z innymi dzieciakami. Zawsze bez specjalnych zmiękczeń (osobiście tego "niuniania" do dzieci chorobliwie nie cierpię - po co tak robimy, a w zamian oczekujemy, że dziecko będzie jednak operowało w przyszłości poprawnym wzorcem wymowy ), pełnymi zdaniami, a jeśli widzimy, że komunikaty krótsze są bardziej zrozumiałe to skracamy je ale nie oznacza to, że rezygnujemy z pełnych. Nie rozumie nawet tych komunikatów bez gestu, wskazania? No to łączymy jedno z drugim jak w Makatonie jednak nigdy nie rezygnujemy z wokalizacji w możliwie pełnym brzmieniu. W końcu dążymy do tego by docelowo operował, rozumiał komunikację w całym jej spektrum, a nie jedynie gesty Makatonu, którkie wypowiedzi. Czyż nie tak wychowujemy inne dzieci? Skoro tak, to dlaczego mielibyśmy odpuszczać przy Marcinie, nie traktując tego jako niemożliwej do przeskoczenia poprzeczki, którą torturujemy dzieciaka, ale jak dobro, którego po prostu nie chcemy mu odmówić.
Podana przeze mnie teoria to nie jakiś wymysł. To najzwyczajniejsze przemyślenia rodzica, których potwierdzenie przeczytałem niegdyś również w refleksji innego rodzica zespołowca. Polecam lekturę, niestety, dla anglojęzycznych. Autorka proponuje byśmy przyjrzeli się krytycznie możliwościom jakie dajemy (bądź raczej zabieramy) naszym dzieciom. Czy czasem pod płaszczykiem podejścia "ale przecież on ma zD więc nie da rady/nie zrozumie/i tak nie pojmie" nie odbieramy naszemu dziecku możliwości nauczenia się, doświadczenia, wchodzenia z nami w interakcję tak, jak to robimy z innymi...ale nie z nim bo "on/a ma zespół Downa". Rehabilitacja, logopeda, SI, "cuda i wianki na wodzie" ale...nie zwykła, pełnoprawna komunikacja bo...przecież nie zrozumie.
Otóż sądzę, że choć istotnie sygnałów nie ma bezpośrednich, że rozumie, a i doła można w tym momencie od razu zaliczyć jeśli czekamy na taką reakcję (sam go łapię dość często przy 4-letnim Cysiu, który na większość wypowiedzi, ba - prostych komunikatów "nie kaman" ) to jednak mówienie do dziecka w sposób pełny, możliwie dla niego w danym kontekście zrozumiały, jest najzwyczajniej naturalne - tak dla nas jak dla niego.
Z pewnością każdy z nas będzie musiał poczekać na pożądaną reakcję kilka miesięcy, lat więcej niż inni (nawet niż inne dzieciaki z zespołem Downa) to przecież chyba nie może nam starczyć tej cierpliwości by kiedyś usłyszeć pełne reakcje na sygnały otoczenia, na pełne odpowiedzi. Nasza praca, praca z logopedą z pewnością mu w tym pomogą (bo jakość mowy różna jest również wśród "zdrowych" i to wprost proporcjonalnie do pracy, którą włożyli kiedyś rodzice w jej rozwój).
Nie chodzi o to by nasze dziecko było jak w historii J.B. Shaw'a "Pygmalion" - nienaturalnie, ponad swoje rzeczywiste możliwości, przyuczane do używania języka w sposób dla niego niepojęty ale by dać rzeczywiste poczucie pełnej komunikacji, które w równym stopniu co jednostkowe ćwiczenia z logopedą będą zmierzały ku usprawnieniu mózgu, aparatu mowy w celu osiągnięcia jak największych możliwości - jednak dla każdego z nas innych.
Jak z wspomnianego tekstu: dajmy dziecku poczucie, że uważamy, że ma syndrom Einsteina
[quote]Presja otoczenia nie jest niczym dobrym. [/url]
A i owszem. Coraz częściej zauważam, że "mądrości ludu" i tzw. "chłopski rozum" to najczęściej niestety zwykła ludzka głupota. Kierujmy się w wychowywaniu dzieci swoim wychowaniem oraz tym czego nauczyliśmy się jako dorośli, a dodatkowo krytycznie spójrzmy na literaturę przedmiotu.
Cytat:
Trzymam kciuki za wszystkie dzieciaki, żeby mówienie postępowało.
No i ja się dołączam!
_________________ Liski_5 to Lusi, Michał (vel magura) i nasze Liski-urwiski: Paweł (14), Marcinek z zD (08.05.07) oraz Zosia (8).
Dziwne teorie z tym wygodnictweem. A jak niby zmusić dziecko do mówienia?
Myślę, że to dla nich też żadna przyjemność taka niemożność wypowiedzenia się. Niech pani neurolog czy logopeda tak spróbuje z wygodnictwa pomilczeć. Pewnie nie jednej dobrze by to zrobiło.
A te teorie o wygodnictwie tak się mają do rzeczywistości jak teoria sadzania dziecka z iepełnosprawnością ruchową na wózku.
Mam nie sadzać, bo przestanie chodzić.
Takie gadanie, zwłaszcza przez speców od rehabilitacji podnosi mi ciśnienie.
Przecież nasze dzieci nie robią nam na złość niemówieniem.
Jak widać kolejny mit to ten, że dzieci z z D na ogół mówią.
To "na ogół" własnie chyba pozwala na wygłaszanie takich teorii.
Nie zgadzam się. Pewnie, że dzieciom niektórym mówienie/chodzenie sprawia kłopot. Ale teorie typu sadzanie dziecko na wozek/nauka jezyka migowego rozleniwia i sprawia że dziecko nie widzi potrzeby nauki.
To są udowodnione schematy.
eelusiaa napisał/a:
Tak sobie myślę, że ja nie zespołowa a jak mi się coś każe to też potrafię się zaciąć.
Nie mam dużego doświadczenia, ale uważam że jak dziecko mówiło to mowa będzie postępować. Mi od początku terapeuci mówili o regresach, że jak dziecko jest "pochłonięte" czymś nowym to dotychczasowe umiejętności zasypiają. Pamiętam też taką wskazówkę jednej z pierwszych logopedek (niestety nie mamy już z nią zajęć), że ważne jest żeby do dziecka mówić i nie wymagać powtarzania. oczywiście uzasadnienia takiego postępowania już nie pamięta. Sama wiem, że jest to trudne, ale staram się tego trzymać. Presja otoczenia nie jest niczym dobrym. Pamiętam też rozmowę z Megi od Jarka w Mrzeżynie o pracy jej logopedy z Jarkiem, właśnie mniej więcej więcej według tej samej zasady więc coś w tym jest
O tym mówią na samym początku na logopedii - trzeba zalać dziecko gadaniem. Mowić do niego ile sie da.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum