Wiek: 50 Dołączyła: 07 Sty 2007 Posty: 1578 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-01-09, 11:04
U mnie w przychodni jest kilka pań, jedna gorsza czarownica od drugiej: nie chcą mi wypisywać lekarstw, skierowań, nie chcą nawet szczepić Martyny. Jedna tylko jest miła, ale się spaliła na samym początku, bo przywitała nas: "O Downik!" Chciała być sympatyczna, ale ja się zrobiłam przewrażliwiona i musiałam się ugryźć w język, żeby jej nie odpowiedzieć tak, jak mi się chciało odpowiedzieć.
Przychodnię mam pod domem, ale teraz zaczęliśmy korzystać z prywatnej, która znajduje się nieco dalej i jest nieco droższa. Obsadzona lekarzami z CZD którzy się mnie nie pytają, czy to Downik, tylko pytają jak dziecko ma na imię i tak się do Martyni zwracają. Noszą ją na rączkach, przepisują mnóstwo badań i ja już widzę poprawę. A zwłaszcza czuję, że Martynka jest tam po prostu pacjentem, którego trzeba wyleczyć.
Dla porównania: zasygnalizowałam lekarce w przychodni państwowej, że na moje oko Martynka ma krzywicę, już nie pierwszy raz to powiedziałam, a lekarka powiedziała mi, że po ukończeniu roku nie podaje się witaminy D, a po drugie to Martynka ma kurzą klatkę.
Lekarz prywatny od razu mi powiedział, że tu może być krzywica, i trzeba to przebadać.
_________________ Mama Krzysia (12.06.2004), Martynki (15.09.2006), Piotrusia (17.12.2009), Irenki (24.03.2010) i Oliwii (27.12.2016). Rodzic edukacji domowej. Rodzina zastępcza od 2002 roku.
http://chomikarnia.blox.pl/html
Ja mieszkam w nie wielkiej miejscowości i mam przechodnie na miejscu ale niestety dla dobra dzieci i chyba nas samych jeżdze do przechodni o oddalonej o 15 km podejscie personelu do pacjęta w tutejszej przechodni jest makabryczny mimo zmiany lekarza nie bardzo się to zmieniło jak powiedział mi mój pediatra na wies raczej nie przyjdzie dobry lekarz bo mu sie to nie opłaca
_________________ Mama Celinki ZD (7.12.2000) Martynki19
Paulinki76
Pomogła: 9 razy Dołączyła: 15 Cze 2007 Posty: 6849 Skąd: z Lipówki
Wysłany: 2008-01-09, 15:38
Ja też mam pediatrę, który nie zawsze się spisuje. Najgorzej jest ze skierowaniami na badania. Aneta bierze tyle leków, czasami muszę jej robić jakieś wyniki. I tu są schody. Ostatnio poprosiłam o zrobienie jonogramu ( ze względu na b.duże dawki leków moczopędnych). Powiedział, że tu chodzi o pieniądze i niech skierowanie da mi lekarz kardiolog . Jak mam jechać 50 km po skierowanie to wolę zapłacic 6 zł i sama zrobię sobie ten wynik . Wystarczy, że co 2 tyg. jeżdżę na pobrania krwi do laboratorium 17 km, bo w miejscowej przychodni pani nie potrafi jej wkłuć się w żyłę.
_________________ mama Anety z zD(34l)
Zakątek Anety
My do takiej przychodni należeliśmy, gdy obowiązywała rejonizacja ( na 4 pediatrów jedna lekarka była super, kolejki, czekanie z dziećmi po 2-3 godziny), ale natychmiast przenieśliśmy się, gdy można było wybierać, uznaliśmy,że trzeba uciec gdziekolwiek, bo gorzej na pewno nie trafimy...i okazało się,że może być inaczej - wchodzi się na godziny, lekarz wywołuje, nie trzeba pilnować kolejki, recepty na telefon, do odbioru następnego dnia, skierowania bez problemu, badania też, dostać się zawsze można,jeśli coś pilnego to od razu lub zapisać się na dowolny dzień - jesteśmy tak zadowoleni,że mimo przeprowadzki na drugi koniec miasta, z przychodni nie zrezygnowaliśmy - wszyscy nas tam znają,a Anię w szczególności, a teraz ponieważ mamy daleko to nawet załapaliśmy się na pewne przywileje
_________________ Iwona, mama Ani z zD (30.01.1990 - 10.09.2023)
To ja muszę pochwalić naszą pediatrę.
Nigdy w życiu nie odmówiła mi żadnego skierowania, ( a muszę przyznać, że często oprócz różnych specjalistów proszę o jakieś USG albo badania laboratoryjne).
Nawet w tę środę miałam miłe doświadczenie. Poszłam po południu po skierowanie na zajęcia terapeutyczne dla Paci, bo zażądali nowego na rok 2008. Jednak kiedy zobaczyłam wyjątkowo długą kolejkę w korytarzu, zrezygnowałam z czekania i w recepcji zostawiłam kartkę z prośbą o wypisanie tego skierowania. W czwartek o 9.00 rano zadzwoniłam i skierowanie już na nas czekało .
Szkoda tylko, że takie podejście lekarzy nie wszędzie jest jednak standardem
_________________ "Nie poddaj się, bierz życie jakim jest. I pomyśl, że na drugie nie masz szans."
Myslovitz
________________________________
Sylwia - Mama 13,5-letniej Patrycji z zD
kabatka admin Założyciel forum i Stowarzyszenia "Zakątek 21"
Pomogła: 1 raz Wiek: 47 Dołączyła: 28 Wrz 2006 Posty: 14639 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-08-16, 16:08
jasmina napisał/a:
Także ginekolodzy z porodówki marnie okazali swoje człowieczeństwo, kiedy leżałam jeszcze z 2 kobietami na sali, podeszli obejrzeć ich noworodki, a ode mnie w popłochu uciekli z opuszczoną głową - aha, pani dziecko chore. Wtedy się rozpłakałam, ale małą pokochałam od razu, rozpłakałam się zadając sobie pytanie: "czy ją oprócz mnie ktoś jeszcze pokocha?" No i kochają całym sercem moi rodzice i moja rodzina.
Też nie było lekko, gdy pan neonatolog głośno akcentował przy innych położnicach, po tym jak je chwalił za dorodne dzieci (jedna pani urodziła 4,5kg dziecko): "Wie pani, jakie tu rozpoznanie (z hukiem i z akcentem) ZESPÓŁ DOWNA"... Kiedy przypadkiem zaszłam na salę położnych, przy numerze mojego pokoju było napisane na czerwono: ZESPÓŁ DOWNA.
W tym szpitalu spotkałam kobietę, która urodziła jak sama mówiła "motylka"... Jak mała miała fototerapie (hiperbilirubinemia, którą udało się zbić dopiero po 3 tygodniach), a była ze mną na sali i leżała pod lampą w samym pampersie, kobieta ta robiła namiętnie przeciągi... twierdząc, że mojemu dziecku już nic nie zaszkodzi, a życie mnie już dostatecznie pokarało, więc nic złego mi już nie życzy i zaczęła się śmiać. Dziwny, patologiczny wręcz okaz. Może i lepiej, że takich ludzi spotkałam, bo od początku się zahartowałam.
Po 2 miesiącach leżąc z dzieckiem po raz kolejny w szpitalu usłyszałam od innej lekarki (wiek ok. 32 lata): "Idę zbadać tego Downa", przed pierwszym badaniem krzyk: "O boże, jaki down, jak silnie zaznaczone cechy Downa" i złapała się za twarz. A od pielęgniarek usłyszałam: "Czy to dziecko coś czuje, jak je pani przytula?" Później psycholog starała mi się tłumaczyć, że to bardzo mądre pytanie.. ale eh- skoro już pracują w służbie zdrowia... Przecież każde dziecko czuje miłość i chce być kochane.. Kiedy lekarce zwróciłam uwagę, że moje dziecko ma imię i proszę o szacunek ona odparła: "Pani nie akceptuje dziecka, jestem lekarzem" Zresztą malutka miała wtedy 2 miesiące, po co dziecko chore na zapalenie płuc redukowali do mianownika "Downa", skoro nie na "downa" tam leżała, a na zapalenie płuc....Eh... I inne mamy z dziećmi w tym szpitalu oglądały mnie przez okna z ich sal i słyszałam: Patrz, to ta co ma Downa. Najbardziej natarczywa była młoda mama półrocznej dziewczynki o rudych włoskach z przekłutymi dziurami w uszach .. (jakoś je zapamiętam do końca życia, czułam się jak zwierzę w zoo) po prostu stały i się lampiły!
Tak chciałabym od teraz omijać wszelkie szpitale wielkim łukiem! Ale są i kochani lekarze: pani dr Paulina z neonatologii (dziękuje!), kochana położna, nasza pediatra, moja pani ginekolog, Bogu dzięki, że są tacy ludzie!
Pomogła: 1 raz Dołączyła: 07 Kwi 2008 Posty: 202 Skąd: podlubelska wieś
Wysłany: 2008-08-17, 12:16
My też mamy wspaniałą panią pediatrę, zawsze pyta o Agatę, o nasze plany w związku z rehabilitacją, że szkołą, Bez problemu , na telefon konsultacje,wypisuje recepty i skierowania, pyta później o wyniki badań.
Wzruszyła mnie najbardziej, gdy zaraz po powrocie do domu, położna środowiskowa zaniosła informację o Agatce do przychodni- przez sąsiadkę (pielęgniarkę) mojej ciotki podała nieoficjalną informację, że gdybyśmy czegoś potrzebowali, to ona służy pomocą, zawsze.
Witam wszystkich serdecznie :) To mój pierwszy post w Zakątku :) Chciałabym się z Wami podzielić naszymi wspomnieniami o wypowiedzianych słowach - tych niepotrzebnych... Mamy córeczkę Kaję z ZD (12,5 roku) i synka Mieszka z padaczką (6,5 roku). Kiedy urodziła się Kaja lekarze chodzili koło niej jak koło zwierzątka, oglądając wszystkie "za i przeciw" Specjalnie wiele nie mówili. Kiedy byłam drugi raz w ciąży, pani dr od "genetyki" powiedziała, że muszę zrobić amniopunkcję. Powiedziałam jej że nie muszę i nie zrobię. Była oburzona, pytała dlaczego. Stwierdziłam, że nie ma sensu, bo jej wynik i tak nic nie zmieni, mam zamiar urodzić moje dziecko, niezależnie od tego, jaki ma kariotyp... Ona na to, że dzieci z ZD żyją krócej i że po co mi to... Ja - że nikt jej nie daje gwarancji, że zdrowe dziecko dożyje kilku lat... Pokiwała głową z politowaniem i od tej pory mnie tam nie widzieli...
Kiedy urodził się synek - "zdrowy" - został "uszkodzony" w szpitalu, czego konsekwencją był wylew wewnątrzczaszkowy... Pani doktor neonatolog (ta sama, która oznajmiła nam 6 lat wcześniej ZD) powiedziała mi, że znowu coś jest nie tak, że to nie to co ostatnio, że nic z serduszkiem ale dziecko sinieje, ma bezdechy i nie wiadomo, co będzie. Kiedy ja próbowałam dojść do siebie po "werdykcie", leżałam osłabiona na sali szpitalnej - pani dr przyszła, stanęła z założonymi rękami i patrząc na mnie powiedziała z ironicznym uśmiechem: "Co się pani martwi - do trzech razy sztuka!!!"
Pamiętam jej wyraz twarzy do dziś...
_________________ "Pomóż mi trochę, abym mógł wszystko robić sam..."
Kasia&Mariusz, Kaja z ZD (12) i Mieszko z epi (7)
To jakaś bardzo "PROSTA" kobieta.
Jeśli ma zdrowe dzieci,niewiadomo jakie będzie miała wnuki.
My mamy pewość,że nasze słońca nigdy nie zostano narkomanami,alkoholikami albo prostytutkami.
Szkoda słów i naszych nerwów...
_________________ Mama niepełnosprawnej Wiktorii(ur.24.06.1999) i Adasia(ur.8.01.2006)
Jasmino, Kasiulo niesamowite te relacje. Po wszystkich szokujących postach, które przeczytałem w różnych wątkach w stylu Jak poinformowano mnie o zespole Downa u mojego dziecka, Słowa używane na określenie zespołu Downa i wielu innych waszych relacjach nadal bulwersuje, obezwładnia wręcz bezduszność, ograniczenie umysłowe czy czasami wręcz "bezinteresowna" złośliwość jaka cechuje niektórych lekarzy. Jakże wielką krzywdę wyrządzają oni matkom, rodzinom i samym kolegom po fachu wygłaszając takie sądy. Oj przydałoby się tutaj niektórym przypomnieć średniowieczne metody prostowania światopoglądu.
Choć nie z kieleckiego to scyzoryk mi się w kieszeni otwiera
Tym bardziej jestem pełen podziwu dla niezłomnej waszej miłości w takim czasie próby. Później to już może być tylko z górki
_________________ Liski_5 to Lusi, Michał (vel magura) i nasze Liski-urwiski: Paweł (14), Marcinek z zD (08.05.07) oraz Zosia (8).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum