Wysłany: 2011-01-26, 22:17 Przekształcenie szkoły publicznej
Wiem, że wiele z was jest zawodowo związanych z edukacją, może podsuniecie mi jakieś pomysły.
W naszej wiosce od 60 lat działa publiczna szkoła podstawowa (klasy od 1 do 6), uczęszcza do niej 59 uczniów, w tym jedno dziecko z zd. W związku z trudną sytuacją ekonomiczną gminy i grożącym jej zarządem komisarycznym, nowy burmistrz planuje zamknięcie szkoły. Na wczorajszym spotkaniu przedstawił nam swoje argumenty, z którymi niestety nie można się nie zgodzić. Szkoła generuje stratę w wysokości ok. 300 tyś zł rocznie. Zaproponował mieszkańcom założenie stowarzyszenia, które będzie prowadziło szkołę niepubliczną.
Czy któraś z was pracuje w szkole niepublicznej, uczestniczyła w jej tworzeniu lub posyła do takowej swoje dziecko ?
Może macie jakiś inne pomysły na zwiększenie dochodów, bądź zmniejszenie wydatków szkoły?
Jeszcze kilka danych :
-szkoła publiczna podstawowa wiejska
-jeden uczeń niepełnosprawny
-prowadzony jest oddział przedszkolny
-nauczyciele są objęci Kartą Nauczyciela
_________________ Kinia 07.12.2005 i Adaś 30.10.2008 z ZD
Wiem tylko tyle, że pod zarządem stowarzyszeń wszystkie szkoły tracą prawa wynikające z Karty Nauczyciela. Nauczyciele są zatrudnieni bez prawa do pensji w wakacje itp. Podobno koszty płac są w szkołach największe, dlatego tu takie cięcia.
U nas jest prężnie działające stowarzyszenie Edukator - uratowało wiele szkół i stworzyło przedszkola na wsiach.
Dochody można zwiększać na wiele sposobów: zbierając pieniądze z 1%, wynajmując sale na kursy itp. Można nawiązać współpracę z jakąś szkołą prowadzącą zajęcia weekendowe dla dorosłych itp.
Pomogła: 4 razy Dołączyła: 15 Lip 2008 Posty: 3463 Skąd: z kosmosu
Wysłany: 2011-01-27, 16:57
romaya napisał/a:
Dochody można zwiększać na wiele sposobów: zbierając pieniądze z 1%, wynajmując sale na kursy itp.
na zajęcia aerobikowe, na zajęcia dodatkowe dla dzieci w stylu karate,
sylwiawlazlak (ale masz trudnego nicka ;), a próbowałaś "wymarać" jakiś program unijny? może udałoby się opracować jakiś projekt na ratowanie waszej szkoły i skorzystać z dofinansowania z Europejskiego Funduszu Społecznego?
_________________ nic nie dzieje się przypadkiem..(Filip 2005)
Niestety to prawda, co pisze romaya, że nauczyciele nie byliby objęci prawami Kart Nauczyciela w przypadku objęcia szkoły przez stowarzyszenie. a na to nikt nie pójdzie.
Żeby szkoła mogła zarobić te 300tyś straty to nie takie proste, żeby wynająć sale na aerobiki, karate czy inne kursy. Szkoła w mieście dałaby radę wygenerować z wynajmu takie pieniądze, ale nie wiejska mała szkoła.
Pewnie sprawa jest przegrana:(
_________________ Milena - mama Lenki (wrzesień 2007) i Jagódki (listopad 2009)
Pomogła: 4 razy Dołączyła: 15 Lip 2008 Posty: 3463 Skąd: z kosmosu
Wysłany: 2011-01-27, 19:15
hexelena napisał/a:
Żeby szkoła mogła zarobić te 300tyś straty to nie takie proste, żeby wynająć sale na aerobiki, karate czy inne kursy. Szkoła w mieście dałaby radę wygenerować z wynajmu takie pieniądze, ale nie wiejska mała szkoła.
wiesz, wpływ ma wiele czynników...zależy jaka to wieś, czy podmiejska na którą uciekają ludzie młodzi"wykończeni" życiem w dużym mieście czy wieś daleko położona od miasta, zamieszkała przez ludzi starszych, ale z tego co pisze sylwia to w szkole uczy się 59 dzieci, duża większość, o ile nie wszyscy ma obu rodziców, skoro są to dzieci za szkoły podstawowej to ich rodzice są w wieku, że tak powiem "produkcyjnym", mamusie na pewno chętnie skorzystają z jakiegoś aerodance itp. ;) więc kupom mości panowie, burza mózgów (zwał jak zwał) i sylwia może wspólnie coś wymyślicie , żeby ratować waszą szkołę.
_________________ nic nie dzieje się przypadkiem..(Filip 2005)
Nauczyciele, w obliczu utraty pracy, zrezygnują z Karty. Lepiej pracować na zwykłą umowę o pracę i mieć miesiąc "przestoju", niż nie pracować wcale. Wielu nauczycieli jest bezrobotnych; wakatów jak na lekarstwo. I bardzo łatwo znaleźć chętnych. Jak już pisałam, w mojej okolicy wiele szkół przejęło stowarzyszenie i jakoś sobie radzą. A nauczyciele nie narzekają - cieszą się, że pracują.
I jeszcze jedno - taka szkoła prowadzona przez stowarzyszenie, nie zostaje sama sobie. Zdaje się, że również dostaje dotację oświatową, która na większość wydatków wystarcza. Pieniądze, które trzeba "zdobyć" to głównie koszty remontów, środków dydaktycznych, wyposażenia itp. Płace i np. ogrzewanie dotacja pokrywa.
Moja psiapsióła jest dyrektorem szkoły, którą wójt zamierzał zamknąć. Właśnie wygrali bitwę i nie dali się. Ale po drodze już orientowała się w kierunku wyjść awaryjnych. I nagle okazało się, że większość wójtowych argumentów dało się obalić. Jutro z nią porozmawiam i napiszę więcej.
Może tak napisałam, bo ja miastowa jestem;) i ja nie zrezygnowałabym z Karty Nauczyciela.
Nie przewidziałam jednak, że może to być wieś tzw. sypialnia dla miasta.
walczyć warto o każdą szkołę.
_________________ Milena - mama Lenki (wrzesień 2007) i Jagódki (listopad 2009)
Ja bym zrezygnowała z Karty, na rzecz transparentnego czasu pracy i jasnego przydziału obowiązków. W tak zwane ferie na przykład muszę prowadzić zajęcia dodatkowe, szkolić się i doglądać remontu sali. W wakacje połowę sierpnia jestem do dyspozycji dyrektora. Żeby pojechać z małym na turnus, muszę mocno prosić lekarza, który teoretycznie nie powinien mi wystawiać zwolnienia. Już nie mówię o Zakątkowym Zlocie, którego 2 dni muszę opuścić, a i z resztą będzie problem, bo przecież urlop mam już zaplanowany przez Ministra.
Wolałabym, szczerze mówiąc, pracować od 7.30 do 15.30, a w zamian nie nosić kilogramów papierów do przerobienia w domu. Znam zachodni styl oświaty i wierzcie mi, Karta Nauczyciela tylko nam zamyka wiele dróg, a w niczym nie pomaga.
Znajomi pracujący bez Karty, bardzo to sobie chwala
Ciężko nie przyznać racji, jednak dużo zależy od pracodawcy (dyrektora).
Zanim zaczęłam pracę w szkole specjalnej, pracowałam na warsztatach terapii, a wcześniej 5 lat w normalnej szkole. Dyrekcję miałam fantastyczną i NIGDY w ferie nie byłam w szkole, w wakacje pod koniec sierpnia tylko rada i rotacyjnie na zmianę z innymi koleżankami z angielskiego siedziałam w komisji na egzaminie poprawkowym. W naszej szkole nigdy nauczyciele nie doglądali sali w czasie remontów itd.
Papiery do przerabiania w domu - tu się muszę zgodzić, było tego trochę, od sprawdzianów, klasówek, akt uczniów, liczenia frekwencji, wpisywania ocen itd.
A to wszystko za marne pieniądze...
Znam kilka nauczycielek przedszkolanek, które nie są objęte Kartą Nauczyciela. wszystkie pracują w tzw. prywatnych przedszkolach, klubach malucha itp.
Mają różne opinie, niby pieniążki większe, ale godzin pracy też więcej. W czasie pracy nie mają szansy na przygotowanie pomocy dydaktycznych, więc najczęściej zabierają pracę do domu. Obowiązki wcale nie są takie przejrzyste - zmieniają się tak szybko jak sytuacja w placówce.
To są oczywiście konkretne przykłady, więc nie muszą odnosić się do ogółu.
Jedno co mnie zawsze denerwowało i nadal denerwuje w pracy w szkole - ten z góry zaplanowany urlop. a zdarza się przecież w życiu tak, że tu i ówdzie pojedyncze dni by się przydały.
_________________ Milena - mama Lenki (wrzesień 2007) i Jagódki (listopad 2009)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum